Czarodziejski świat gdańskich zegarów

Pierwszy zegar w Gdańsku funkcjonował na kościele Mariackim w 1389r. Jak większość ówczesnych zegarów był to mechanizm wybijający godziny – bez tarczy. Jego dzwon wisiał jeszcze przed wojną w wieżyczce nad skrzyżowaniem naw. Miał 1,33 m średnicy i ważył ok. 1400 kg, a jego głos docierał do najdalszych zakątków średniowiecznego miasta. W 1945 r. uległ zniszczeniu, ocalał jedynie trzonek młotka.

Jego następca – zegar Groblowy Hansa Connatha z 1637 r. – pokazuje dziś czas bezgłośnie, ale za to ma największą tarczę w Polsce! Drugi zegar sprawili sobie w 1401 r. Krzyżacy na Zamku – niegdyś drugim co do wielkości po Malborku. Trzeci zegar zawisł w 1418 r. na wieży Ratusza. Tarcze obecnego zegara ratuszowego powstały w 1560 r., wraz z mechanizmem (nie zachowanym), którego twórcą był zegarmistrz miejski Jorge. Czternaście dzwonów kuranta odlał w Holandii ludwisarz Jan Moer. Zgodnie z zamówieniem każdy z nich ozdobił herbami Polski, Gdańska i Królewskich (Polskich) Prus oraz Łacińską inskrypcją: Wszystko czas trzyma i w jego przestrzeniach przemijają światy pod niebem. Na co dzień kurant wydzwaniał chorały i psalmy, a przy szczególnych okazjach – odpowiednie melodie. Każde zwycięstwo nad wrogiem kraju było okazją do odegrania dziękczynnego Te Deum. Uczczono w ten sposób zdobycie Smoleńska w 1611 r., bitwę morską pod Oliwą (1627), zwycięstwo pod Chocimem (1673) i uratowanie Stanisława Augusta z rąk konfederatów (1771). Wojnę przetrwały trzy dzwony. Od 2000 r. rozbrzmiewa z wieży cudowny głos 37 dzwonów nowego holenderskiego karylionu. Dzięki zachowanym w archiwum księgom z zapisami starych melodii możemy ich dzisiaj słuchać i rozpamiętywać szczytne wydarzenia z naszej historii.

Zegary rozpowszechniały się coraz bardziej i w końcu XVIII w. było ich już na gdańskich wieżach dziesięć. Przybywało też dzwonów, których wkrótce rozbrzmiewało ponad sto, w tym od 1738 r. 35-dzwonowy karylion Św. Katarzyny. Później zawieszano następne zegary, jak np. w 1900 r. na wieży Dworca Głównego. Przed 1945 r. odmierzało czas w Śródmieściu 13 zegarów wieżowych – dzisiaj 4… Za to na wieży Św. Katarzyny mamy nowy 49-dzwonowy karylion, również sprowadzony z Holandii i możemy urządzać – tak jak to dawniej bywało – turnieje karylionistów.

Oprócz zegarów na wieżach instalowano je także wewnątrz kościołów. Najstarszy i najciekawszy jest zegar astronomiczny Hansa Düringera w kościele Mariackim. Ukończony w 1470 r. był wówczas największy na świecie (dzisiaj jest drugi – po sztrasburskim). Poza godzinami i datami dziennymi, miesięcznymi i rocznymi wskazywał cały zespół danych chronologicznych i astronomicznych, np. pory nowiu, obliczone z dokładnością co do minuty. W 1554 r. przestał chodzić i już go nie naprawiano. Powstała wtedy legenda, po raz pierwszy zapisana przez Jakuba Haura w 1676 r.: „U Matki Bożej w Kościele farnym wielkim jest Zegar stary w samym Kościele, który miał bydź nad inne Konszty Zegarmistrzowskie wyborny y misterny, z którego przy godzinach wybijających pewne w koło miały wychodzić Persony, dobrą akkomodowane strukturą. Obywatele tameczni powiadają, że temu Inwentorowi, albo Konsztmagistrowi Urząd zadał despekt (aby takowej drugiej gdzie indziey nie wystawił sztuki), niektórzy powiadają, że mu oczy wyłupiono; – a tak ten Mistrz tego Kunsztu dla pomsty wyjął pewną sprężynę, na której wszystko zawisło, y zepsował, że żaden inny do tego czasu Rzemieślnik nie może potrafić, aby ten Zegar do swoiey przyszedł perfectiey”. Później dodano do tego klątwę, rzuconą na zegar przez oślepionego mistrza i jego śmiertelny skok na posadzkę kościoła. Odnalezienie prawie 80% części obudowy, ewakuowanych w czasie ostatniej wojny, umożliwiło przywrócenie go do życia przez zespół kierowany przez autora tego tekstu (stowarzyszenie „Horologium”). W 1990 roku król zegarów zaczął na nowo odmierzać czas i wskazywać dane astronomiczne i chronologiczne na starych tarczach. Działa także teatr ruchomych figur. Rozpoczęto prace nad automatycznymi organami, których muzyka będzie towarzyszyła procesji apostołów. Klątwa została odwrócona.

Stosunkowo wcześnie pojawiły się w Gdańsku zegary domowego użytku. Pierwszym gdańszczaninem, który nie tylko miał własny zegarek, ale w dodatku dał się z nim sportretować, był Jerzy Giese, sekretarz kantoru hanzeatyckiego (Steelyard) w Londynie. Zegarek, uwieczniony w 1532 r. przez samego Holbeina, miał postać leżącej przed kupcem na stole złoconej puszki, której przykrywkę stanowiła tarcza ze wskazówką. Wcześniej od Giesego podobny zegarek miała w Polsce tylko królowa Bona! Wkrótce zaczęto je także wytwarzać w Gdańsku. Najstarszy zachowany gdański zegar stołowy znajduje się na Wawelu. Ma kształt sześciobocznej ozdobnej szkatułki z poziomą tarczą spoczywającej na fantazyjnych nóżkach. Tego typu zegarki nazywamy kaflowymi. Twórcą mechanizmu, opatrzonego datą 1607, był Szymon Ginter. Za jego przykładem poszli inni i w niedługim czasie Gdańsk stał się głównym ośrodkiem produkcji zegarów w Polsce i jednym z największych w Europie. Do 1800 r. zanotowano tu 91 zegarmistrzów. Wykonywali zegary puszkowe, kaflowe, stołowe, ścienne, stojące (tzw. podłogowe) – z muzyką i bez, z ruchomymi figurami i wszelkimi „kunsztami”, jakie mogły się spodobać odbiorcom. Węgierski student Marton Csombor widział w 1617 r. na tutejszym jarmarku zegar pięknie grający melodie niczym organy nie tylko wtedy, kiedy miał godzinę wybijać, lecz także gdy pan jego sobie życzył. Dwa posążki odrobione na podobieństwo Murzynów uderzały w tamburyny, cztery anioły trąbiły, a Hektor z Achillesem gonili się na koniach, aż w końcu wychodziła śmierć i rozdzielała ich kosą. Podobny zegar z wizerunkiem grającego na harfie króla Dawida, aniołami i śmiercią był główną atrakcją założonej w 1700 r. słynnej kawiarni Mombera na Żabim Kruku.

Kunsztowne gdańskie zegary były typowymi podarkami dla wizytujących miasto polskich królów. Być może najcenniejszy był ten, który w 1659 r. pokornie i posłusznie ofiarował Janowi Kazimierzowi Jan Heweliusz: jeden z dwóch pierwszych w Polsce zegarów wahadłowych, wykonanych pod okiem astronoma przez zegarmistrza Wolfganga Günthera.

W XVIII wieku zegary odmierzały czas w gdańskich domach i były artykułem poszukiwanym przez przyjeżdżającą na zakupy szlachtę. I jeżeli w Soplicowie był zegar, który Tadeusz z dziecinną radością pociągnął za sznurek, by stary Dąbrowskiego usłyszeć mazurek, to możemy być pewni, że pochodził z Gdańska. Taki właśnie zegar, dzieło Franciszka Bellaira, wzbudził sensację na przedwojennej wystawie w pałacu Pusłowskich w Krakowie. Bellair działał w latach 1760-1789. Jeżeli melodia kuranta została zaprogramowana przez niego, to znaczyłoby to, że była znana w Gdańsku jeszcze zanim powstały słowa Jeszcze Polska nie zginęła. Czyżby melodia naszego hymnu pochodziła z Gdańska? Warto przypomnieć, że jego twórca Józef Wybicki urodził się pod Gdańskiem i tutaj pobierał nauki. Niestety zegar Bellaira zaginął, co uniemożliwia rozwiązanie zagadki.

Najpiękniejszy z gdańskich zegarów domowych znajdował się przed wojną w salonie Domu Uphagena. Zbudował go przed 1787 r. Jan Ernest Weichenthal. Wysoki na 2,5 m zegar miał niezwykły kształt. Z dwudzielnego postumentu, zdobionego barwnymi girlandami wyrastała owalna urna, z której wyrastała bogato oprawiona tarcza, z uzbrojoną w kosę skrzydlatą postacią na szczycie. W kolorystyce przeważała czerń i złoto. Także i on zaginął podczas wojny. Czy uda się go odnaleźć? Pusta wnęka w odbudowanym Domu Uphagena wciąż czeka na jego powrót.

Zapisz się do newslettera

Cyklicznie wysyłamy zbiór najciekawszych artykułów i wpisów z forum. Obiecujemy - zero spamu, same konkrety.