Vratislavia Conceptum KLINGERT 1797 – recenzja
- Autor: Konrad Piaszczyński
- /
- Dodano: 27.09.2020
- /
- Kategoria: Recenzje i testy
- /
Wstępny projekt tego zegarka widziałem już w marcu 2019 roku, w momencie kiedy o jego powstaniu wiedziało tylko kilka osób. Wówczas dane mi było zobaczyć też wszystkie rozważane wersje kolorystyczne, których było dziewięć (sic!).
Z wersji , które były brane pod uwagę półtora roku temu, do produkcji zostały doprowadzone ostatecznie dwie, a dwie kolejne zostały dodane w trakcie debaty na temat tego modelu, która odbywała się na forum KMZiZ.
Początkowo zegarek nie do końca przypadł mi do gustu swoją stylistyką, ponieważ wydawał mi się zbyt prosty, a jednocześnie trochę nieczytelny.
Zasadniczy projekt zegarka, od marca 2019, niewiele się zmienił, ale pośród dodanych wersji kolorystycznych pojawiła się taka, która zawsze podobała mi się w zegarkach. Dodatkowo producent posłuchał „głosu ludu” i postanowił wyprodukować ten zegarek na dedykowanej, stalowej bransolecie. Te czynniki sprawiły, że jako jedna z pierwszych osób stałem się dumnym posiadaczem najnowszego divera marki Vratislavia, jakim jest model Klingert 1797.
Pisanie recenzji tego modelu poszło mi wyjątkowo sprawnie i dzięki temu jest to chyba pierwsza subiektywna i rozbudowana ocena tego zegarka, jaką możecie przeczytać/zobaczyć w internecie.
Pudełko
Uwaga zaskoczenie… podłużne pudełka robione z jasnych, drewnianych listewek w najnowszym zegarku marki Vratislavia zostały zastąpione przez solidne, zamykane na magnes skrzynki z litego drewna, które - uwaga - również są podłużne 😊 Jest to skok w jakości w porównaniu do poprzednich opakowań o jakieś 400%.
Tak miało być. Marcin zapowiadał, że zegarki będą dostarczane w opakowaniach o wiele solidniejszych i słowa dotrzymał. Nowe pudełka robią wrażenie i mam nadzieję, że na stałe zagoszczą w ofercie tego producenta.
Koperta
Z całego projektu najbardziej obawiałem się tego elementu. Niestety moje obawy częściowo
się potwierdziły. Koperta o szerokości 42mm, wysokości 13mm i długości od ucha do ucha wynoszącej prawie 50mm jest moim zdaniem za duża, jak na ten konkretny projekt zegarka.
Nie jest za duża na mój 18cm nadgarstek, ale ten zegarek zdecydowanie lepiej prezentowałby się w rozmiarze o 2 mm mniejszym. Identyczne odczucie miałem zakładając na rękę Tridenta C65 od Christophera Warda. Niby rozmiary zegarka nie powinny przytłaczać, ale jednak przy tak wąskim bezelu i ogólnym designie nawiązującym do stylistyki vintage, jego wielkość nie pasowała mi do reszty zegarka. Rozmiaru zegarkowi dodaje też bransoleta jubilee, która przy szerokości 22mm i grubych ogniwach robi bardzo masywne wrażenie. Ten zegarek byłby idealny przy 40mm szerokości koperty i 20mm między uszami, przy założeniu, że proporcje nie uległyby zmianie.
Dobra, dość narzekania! Tragedii nie ma, po prostu mogło być lepiej.
A tak zegarek wygląda na moim 18cm nadgarstku.
W konstrukcji koperty na plus zaskoczyła mnie grubość, zegarek absolutnie nie wygląda na swoje 13mm, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę ścięte pionowo boki. Koperta wygląda bardziej na 12, czy nawet 11,5mm (dla porównania bok Tourby, który ma identyczne wymiary jak Vratislavia).
Boki koperty razem z uszami zostały wypolerowane, natomiast górna powierzchnia uszu oraz spód są szczotkowane. Szlify są bezbłędne, również powierzchnia między uszami została ładnie wykończona pionowym szczotkowaniem. Generalnie koperta ma bardzo prostą konstrukcję, uszy są klasyczne, dosyć długie i tylko lekko zakrzywione ku dołowi.
Wkręcana koronka jest logowana i nie posiada osłony po bokach, jest dosyć duża i posiada nacięcia, dzięki czemu dobrze się nią operuje. Dobrze pasuje do całego projektu.
Mechanizm
To kolejny zegarek, który w ostatnim czasie kupiłem i który wyposażony został w japońską Miyotę 9015. Automatyczny werk pracujący z częstotliwością 28 800 uderzeń na godzinę, z funkcją stop sekundy i możliwością dokręcania z koronki. W moim egzemplarzu chodzi niezwykle dokładnie robiąc +1s na dobę. Prawdopodobnie został tak wyregulowany przed montażem, ponieważ nie jest to pierwszy zegarek tego producenta w mojej kolekcji, który chodzi z taką dokładnością.
Bezel
120 klikowy bezel obracający się tylko w jedną stronę (lewą) posiada nacięcia w stylu tzw. brzegu monety, czyli bardzo gęste i drobne. Ma klasyczną wysokość, nie jest ani wysoki, ani niski; ot taki średni, co tym bardziej każe mi się zastanawiać, gdzie jest te 13mm koperty, bo „tutaj też jej nie ma” 😊
Od góry bezel jest bardzo wąski, sama wkładka jest stalowa, pokryta czarną powłoką DLC oraz białą superliminową w miejscach indeksów. Wszystkie indeksy to podłużne kreski, co 5 minut kreska jest 2x razu dłuższa i grubsza, a na godzinie 12 znajduje się największy indeks w postaci prostokąta. Taki bezel nie jest zbyt czytelny, jego funkcja jest raczej stylistyczna, w razie potrzeby można na nim zaznaczyć czas, ale nie można liczyć na odczytanie go poprzez szybkie spojrzenie na zegarek.
Bezel pracuje ładnie, z odpowiednim oporem, wydając przyjemny dla ucha klik, jednak posiada spore luzy i po ustawieniu go trzeba trochę cofnąć obrót, żeby zobaczyć, jaka jest jego prawdziwa pozycja. Często jest tak, że wydaje mi się, że już go ustawiłem, a potem okazuje się, że muszę przekręcić jeszcze jedno oczko i trochę cofnąć, żeby był na właściwym miejscu.
Plusem bezela jest natomiast jego idealne spasowanie, nie ma mowy o niedopasowaniu indeksów do tarczy, co przy takiej ilości oznaczeń wcale nie jest takie oczywiste.
Tarcza
Jak już pokazałem wcześniej, wybrałem wersję z tarczą w kolorze szarym i pierścieniem podziałki w kolorze morskim. Sama tarcza posiada bardzo wyraźny szlif słoneczny i mocno mieni się w zależności od zmiany kąta padania światła. Jej kolory zmieniają się od srebrnego do grafitu. Niezależnie od tego, jak na nią spojrzymy, zawsze widać na niej metaliczny pobłysk, ani przez moment nie wydaje się matowa, a patrząc na wprost rozbłyskuje w całości, ukazując w pełni swoją słoneczną fakturę. Na tarczy znajdują się główne nakładane indeksy godzinowe. Indeksy są stalowe, wykończone w podobny sposób jak tarcza, mają kształt trapezu z białą kreską superluminowy w środku. Pod indeksem godziny 12 zostało umieszczone logo producenta, a nad indeksem godziny 6 mamy wizerunek syrenki w kolorze morskim oraz informacje o mechanizmie oraz klasie wodoszczelności, które zostały nadrukowane białą farbą.
W przeciwieństwie do większości zegarków, bardzo dużą rolę w tym modelu odgrywa pierścień z podziałką. Jest on umieszczony nieco niżej niż tarcza i wyróżnia się kolorem tak mocno, że jako pierwszy przykuwa uwagę, gdy spogląda się na zegarek. Jest bardzo gęsto oznakowany indeksami w postaci kresek – między każdą sekundą znajduje się 5 małych, białych kresek. Oznaczenia sekundowe to trochę grubsze i dłuższe kreski, natomiast co 5 minut malowane kreski są najgrubsze i najdłuższe. W mojej wersji pierścień ma kolor morski, który świetnie pasuje do szarości tarczy i czerni bezela. Miałem już zegarek w takich kolorach (Zelos Mako) i przez długi okres próbowałem kupić go ponownie, a dzięki Vratislavii nie muszę już go szukać.
Indeksy są wykonane bezbłędnie i podobnie jak bezel, oba elementy tarczy są idealnie do siebie spasowane. Mamy tutaj idealną symetrię, moje oko nie wyłapuje żadnej niedoskonałości, a zdjęcia w powiększeniu to potwierdzają. Jakość stoi na najwyższym poziomie.
Bardzo dobre wrażenie robią też wskazówki - minutowa i godzinowa są podłużne z ostrym zakończeniem, godzinowa ma biały kolor , z białą lumą w środku, jest krótsza i grubsza niż minutowa. Minutowa natomiast została pomalowana na kolor morski i to ona robi na mnie największe wrażenie; farba na wskazówce jest równiutka, w bardzo ładny sposób odbija światło. Od zawsze podobają mi się indeksy i wskazówki w kolorze innym niż biały albo srebrny i wskazówka minutowa w Klingercie w pełni spełnia tę moją fanaberię.
Wskazówka sekundowa jest prosta i biała, w ¾ długości posiada mały prostokąt z masą luminescencyjną. Wskazówki zostały zaprojektowane w taki sposób, że bardzo ułatwiają odczytanie godziny na zegarku. Gdyby były pod kolor tarczy lub indeksów, zegarek bazujący w całości na prostych kreskach, byłby bardzo nieczytelny. Żadna wersja tego modelu nie posiada datownika.
Od góry zegarek przykrywa wypukłe szafirowe szkło z wewnętrznym antyrefleksem. Mam wrażenie, że wewnętrzna wklęsłość szkła jest większa niż zewnętrzna wypukłość, bo patrząc na tarczę pod ostrym kątem pojawia się jakby wewnętrzna kopuła, a przy jeszcze ostrzejszym kącie tarcza całkowicie zanika zasłonięta przez szklany bąbel. To właśnie szkło dodaje te 2mm grubości, której nie widać, gdy patrzymy na samą kopertę. Patrząc od boku widzimy, że wypukłość jest większa niż mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka.
Luma użyta w tym modelu to BGW9, ten rodzaj lumy świeci na kolor niebieski. Byłem miło zaskoczony, bo jakość świecenia tego zegarka jest naprawdę niezła. Luma świeci mocno i na przyzwoitym poziomie. Trzyma do rana tak, że w całkowitej ciemności można odczytać godzinę bez większego problemu. Oczywiście efekt nie jest tak dobry jak w przypadku lumy c3, ale prawda jest taka, że zegarki z niebieską lumą zawsze świecą słabiej niż te z zieloną.
Dekiel
To właśnie dekiel jest elementem, który najbardziej nawiązuje do postaci Karla Heinricha Klingerta, po którym zegarek zawdzięcza swoją nazwę. Karl Heinrich Klingert w 1797 roku wynalazł wodoszczelny skafander pozwalający na pracę pod wodą. Na deklu jest wygrawerowana postać w skafandrze Klingerta, znajdująca się pod wodą w towarzystwie syreny. Całość wygląda bardzo bajkowo, ale skafander właśnie tak wyglądał, a w tamtych czasach wierzono w syreny (oraz inne nieistniejące stwory 😉), więc wszystko jest jak najbardziej na swoim miejscu.
Grawerunek jest dość płytki, wokół niego znajduję się standardowe informacje o zegarku. Sam dekiel jest wkręcany, zegarek posiada WR na poziomie 200m.
Bransoleta
Bransoleta jubilee ma 22mm szerokości i zwęża się przy zapięciu do 20mm. Ogniwa są pełne i bardzo grube. Są przymocowane do siebie za pomocą klasycznych, wciskanych pinów i jeśli posiadamy specjalne narzędzie, to skrócenie jej jest bardzo proste i zajmuje niewiele czasu.
I znowu przyczepię się do rozmiaru… Bransoleta lepiej prezentowałaby się, gdyby zwężała się do 18mm, a ogniwa są za grube jak na ten konkretny zegarek. Cofnijmy się do zdjęcia, w którym porównywałem rozmiary kopert z Tourby – widać na nim, że ogniwa bransolety Klingerta są dużo grubsze niż ogniwa Tourby, pomimo że sam zegarek wizualnie jest cieńszy. Przez to bransoleta wydaje się zbyt masywna w stosunku do zegarka.
Fajnym elementem bransolety są natomiast maskownice – bardzo często maskownice bransolet jubilee są w całości odlane, tak jakby razem ze środkowymi, tymi drobniejszymi elementami. W przypadku bransolety Klingerta jest tak, jak moim zdaniem powinno być - środkowy, drobny rząd nie jest częścią maskownicy, tylko jest osobnym ogniwem wpiętym do maskownicy.
Zapięcie to klasyczny zatrzask na przycisk z mikroregulacją na 5 oczek. Zapięcie jest średnich rozmiarów, a biorąc pod uwagę możliwość mikroregulacji zaliczyłbym je wręcz do małych, co dla mnie jest dużym plusem bo miałem już zegarki, które miały zapięcie dłuższe niż sam zegarek i był to element, którego nie mogłem zaakceptować.
Jest to w zasadzie sytuacja analogiczna jak w przypadku koperty – bransoleta jest dobrej jakości, ale
w moim odczuciu jest za duża/zbyt masywna 😊
Przez pierwsze kilka dni nosiłem zegarek na gumowym pasku, żeby odebrać mu trochę masywności. Potem wrócił na bransoletę i rozmiary przestały mi tak przeszkadzać, więc chyba jest to po prostu kwestia przyzwyczajenie się do jego rozmiaru i zaakceptowania.
Podsumowanie
Moje pierwsze odczucia były mieszane, ale Vratislavia Conceptum Klingert 1797 to typ zegarka, który dużo zyskuje przy bliższym poznaniu i czym dłużej go noszę, tym bardziej zaczyna mi się podobać. Wydaje mi się, że może to wynikać z rozbieżności między tym, czego się spodziewałem po tym zegarku, a zamysłem jego projektantów. Ja oczekiwałem ładnego divera w bardziej eleganckim stylu, a Marcin przygotował dla swoich klientów typowy tool watch, na którego jednak przyjemnie jest czasem popatrzeć dłużej.
Niewątpliwie jest to bardzo udany zegarek jeśli chodzi o jakość poszczególnych elementów oraz ogólny poziom całego zestawu. Ma to też swoje odzwierciedlenie w cenie – jest to najdroższy dotychczas model tego producenta. Na ten moment cena nowego egzemplarza to 2 180zł. Prawdopodobnie jak przypadku innych modeli Vratislavii, cena z czasem będzie tylko rosła, a w momencie gdy zegarki się wyprzedadzą, to na rynku wtórnym w naszym kraju ceny mogą być jeszcze wyższe. Wszystkie wersje są mocno limitowe (łącznie na sprzedaż trafiło tylko 380 tych zegarków w różnej liczbie, zależnie od koloru – od 80 do 120 na kolor). Pomimo większych rozmiarów, zegarek nosi się wygodniej niż Zelosa Mako w podobnej kolorystyce, a w moim przypadku jeśli chodzi o zegarki to „wygoda zawsze wygrywa”.
- Doceń i poleć nas:
poprzedni
Rozstrzygnęliśmy I edycję Konkursu Fotograficznego
następny
Nad rzeką Kamą - Historia marki Wostok.