Recenzja retro-nowości Lorusa - RT355GX9 i RT357GX9
- Autor: Primo Levi
- /
- Dodano: 30.08.2019
- /
Zegarki vintage, a wraz z nimi zegarki mechaniczne, przechodzą renesans na niespotykaną dotąd skalę. Nawet wśród młodszych kolekcjonerów widać niemałe zainteresowani oryginalnymi konstrukcjami zarówno z ubiegłego wieku, jak również reedycjami historycznych modeli, które eliminują przynajmniej na jakiś czas problem zużycia, serwisu oraz niekiedy żmudnego procesu restauracji. Do tej pory miłośnicy reedycji vintage'owych chronografów mieli dość zawężony wybór do kilku raczej drogich producentów z Europy oraz, w mniejszym stopniu, Japonii i Chin. Lorus, wraz z nowymi modelami z linii Sports pokazuje, że nie trzeba mieć wielkich tradycji, żeby stworzyć zegarek, który ich zadowoli. Powstałe modele napędzane są budżetowymi, ale zupełnie dobrymi, kalibrami SII VD53 znanymi z wielu innych modeli marek Lorus, Pulsar czy Alba.
Stylistycznie jest to raczej miks kilku dawnych modeli chronografów, pomimo starań nie udało mi się odnaleźć żadnego zegarka, który byłby obiektem westchnień kopistów z Lorusa. Tarcza ze względu na kształt totalizatorów najbardziej przypomina mi dawne, utrzymane w sportowym, wyścigowym stylu Yemy .
Nie jest to żaden zarzut, wszak chronografy Yemy są jednymi z bardziej atrakcyjnych. Całość prezentuje się więcej niż atrakcyjnie, niezależnie od wersji kolorystycznej, które zostały dobrze przemyślane i oddają ducha epoki, do której nawiązują. W moje ręce wpadły wersje RT357GX9 ( niebieski na skórzanym pasku ) oraz RT355GX9 będącym jednym z najczęściej wybieranych z uwagi na modny pasek NATO i niższą cenę od wersji z bransoletami.
Wspomniana już tarcza jest dość prosta pod względem użytych technologii - brak tutaj wysokich, pieczołowicie obrabianych indeksów. Są za to proste, polerowane ramki, w których w zależności od wersji umieszczono lumę lub czarną farbę. Ciekawym zabiegiem jest stylistyczne uwydatnienie jedynie dwóch tarczek chronografu wzorem dawnych chronografów wyposażonych w dwa totalizatory. Tłem, ale jakże istotnym, jest popularny szlif promienisty, który nadaje głębi i sprawia, że chętniej wystawiamy rękę w kierunku słońca obserwując refleksy.
Główne wskazówki mają prosty, kanciasty kształt, który wydaje się jedynym słusznym w przypadku tego projektu. Wypełniono je raczej przeciętną lumą. Wszystko przykryto zwyczajnym szkłem mineralnym, ale trudno oczekiwać czegoś więcej za tak niewielkie pieniądze.
Tarczę współtworzy zewnętrzna luneta ze skalą tachometryczną, elementem obowiązkowych w sportowym chronografie z wyścigowymi aspiracjami. Naniesione treści mają dobrze dobraną czcionkę, brak tutaj wad w postaci nieostrych napisów, które spotykałem np. w zegarkach Invicta. Szkoda, że pierścienie nie są idealnie wycentrowane, ale to już nowa tradycja w grupie Seiko, która dotyka nawet sporo droższe modele z linii Prospex.
Koperta ze stali nierdzewnej ma ciekawy kształt pełen ostrych linii. Ciężko jej nie polubić, bo ze względu na krótkie, mocno schodzące w dół uszy nie wystaje nawet na małych nadgarstkach i jest stosunkowo krótka, jak na szerokość sięgającą niemałych 45mm. Została wykończona tak, jak zdecydowana większość zegarków w tym segmencie, czyli dominują lustrzane, polerowane powierzchnie. Szczelność to dość standarowe 100m, które nie daje powodów do narzekań - można się pokusić nawet o głębsze zanurzenie w wodzie.
Dekiel to niezmienny od lat schemat w grupie Seiko - po środku podwójna fala symobolizująca 100 metrów szczelności ( dawniej także 150 metrów stosowane w dawnych Seiko Sports 150 ), logo Lorusa oraz dookoła kolejno: oznaczenie kalibru, po myślniku numer koperty, informacja o szczelności koperty oraz materiale, a także kraj pochodzenia mechanizmu - Japonia. O budżetowym charakterze przypomina brak indywidualnego numeru seryjnego, który pojawia się od dekad w Seiko i m.in. nieco droższym Pulsarze pozwalając ustalić datę produkcji z dokładnością do miesiąca.
Koronka jest dość standardowa, za to przyciski chronografu - te mogą przyciągnąć uwagę swoim klasycznym kształtem.
Wymiary: 51,5mm wysokości, 44mm średnicy, 12mm grubości.
Paski o średnicy 22mm, które dostajemy wraz z zegarkiem nie powinny wylądować od razu w szufladzie - są dobrze dopasowane do tarcz, kompletnie nie sprawiają wrażenia tanich - są bardzo równo szyte i dobrze układają się do ręki. Materiały sprawiają dobre wrażenie i powinny wystarczyć na długo przy odpowiednim podejściu tj. unikaniu zawilgoceń skórzanego paska, który nie został opisany jako wodoodporny.
W zestawie, z którym wychodzimy ze sklepu próżno szukać broszurek o historii marki, drewnianego pudełka i skóropodobnej poduszki - opakowanie jest zmniejszone do minimum, poduszka z połyskującego materiału, instrukcji brak, a karta gwarancyjna jest dodawana oddzielnie przez dystrybutora. Mógłbym ponarzekać na ledwie dwuletnią gwarancję przy 3+3 oferowanym przy zakupie zegarków Casio, ale umówmy się - nie kupujemy zegarków ze stajni Seiko, żeby korzystać z serwisu gwarancyjnego :)
Podsumowując, ciężko oprzeć się wrażeniu, że są to jedne z najlepszych Lorusów ostatnich lat, a w segmencie chronografów z nutą vintage do 500zł nie mają konkurencji. To zegarek, w którym trudno wskazać poważniejsze wady.
Plusy:
- stalowa koperta o świetnym kształcie, z relatywnie niewielkim L2L
- projekt, który przyciąga wzrok i w żadnym wypadku nie wyglada "budżetowo"
- stylistyka vintage z charakterem i niemal zerowe koszty obsługi mechanizmu
- dobrej jakości paski
- całkiem wysoka wodoszczelność
- uniwersalność
- standardowy, bardzo popularny rozmiar paska.
- efekt wow
- niska cena
Kwestie sporne, wada lub zaleta w zależności od preferencji:
- koperta wykończona jedynie szlifem lustrzanym
- duży rozmiar koperty
Minusy:
- przeciętna luma
- ubogi zestaw, brak instrukcji, proste pudełko bez polotu.
- niewielkie niedociągnięcia montażu
- Doceń i poleć nas:
poprzedni
Zegarki znanych Polaków. Dziennikarze i prezenterzy.
następny
Recenzja sportowego eleganta - Casio EFV-100