Zegary. Rozmowa z warszawskim zegarmistrzem, Krzysztofem Kołodziejczykiem.
- Autor: Piotr Skalny
- /
- Dodano: 21.03.2017
- /
- Kategoria: Wywiady
- /
Notatki z rozmowy z warszawskim zegarmistrzem Krzysztofem Kołodziejczykiem
Rozmawiał Piotr Skalny
(Zapisy z rozmowy z p. Krzysztofem Kołodziejczykiem ukazały się w numerze 7-8/2014 Przeglądu Technicznego)
Zegary
Wahadło jest najważniejszą częścią zegara; ono to właściwie mierzy czas, który zegar tylko pokazuje.
Przetoczone powyżej zdanie, wyjąłem, mówi mi zaprzyjaźniony zegarmistrz, z ponad stuletniej już książeczki pt. Zegarmistrzostwo, wydanej w 1905 roku a napisanej zapewnie jeszcze wcześniej. Choć jest to popularna pozycja z serii, jak głosi napis na okładce, „Książki dla wszystkich“ chętnie wracam do niej w chwilach wolnego czasu i pokazuję ją, co bardziej zainteresowanym zegarmistrzostwem klientom.
Jest ona napisana przede wszystkim pięknym językiem i co ważne, zawiera wiele ciekawych informacji, chociażby tą, jak dokładnie, (co do milimetra) dobrać długość wahadła sekundowego w różnych miejscach na Ziemi. Pozwolę sobie zacytować jej dwa fragmenty:
Angielskie przysłowie mówi: „Czas to pieniądz.“ Wieki całe musiały wpajać w Anglików takie przekonanie o wartości czasu, jeżeli ono stało się przysłowiem. Czas jest najdroższym skarbem człowieka; płynie ciągle w dal nieskończoną, nie wracając nigdy. Czas zaś stracony, stracony został bezpowrotnie, na zawsze; trzeba z nim, więc obchodzić się oszczędnie, nie marnować go, raczej jak najbardziej wyzyskać każdą jego chwilkę. Mądrze i sumiennie zużytkowany czas podnosi dobrobyt i bogactwo; zależnie od czasu urządzamy nasze zajęcia, całe legiony pracowników otrzymują pac za swoją robotę stosownie do czasu zużytego. Widać, więc jak potrzebne i ważne jest ścisłe mierzenie czasu.
I dalej:
Wahadło jest to ciężar, zawieszony na sznurku albo na pręcie. Wbijmy w ścianę grubą igłę, zawieśmy w jej uszku na cienkiej nici, najlepiej jedwabnej, ciężką kulkę ołowianą i wprowadźmy ją w wahanie… Możemy przekonać się, że przy długości nici od uszka do środka kulki, równej 994 milmetrom, wahadło poruszy się 60 razy na minutę, czyli raz na sekundę… przy długości nici 248 1/2 milimetra, to jest cztery razy mniejszej, niż przy wahadle sekundowem wahadło będzie się poruszało dwa razy szybciej, czyli 120 razy na minutę. Ponieważ wahadło sekundowe dla zwykłych zegarów byłoby zbyt długie, więc sporządzają zazwyczaj wahadła półsekundowe, które są cztery razy krótsze a nawet ćwierćsekundowe, 16 razy krótsze.
Zegarmistrzostwo, napisał Franciszek Skwara, inżynier-technolog.
Z licznemi rysunkami. Warszawa nakładem i drukiem M.Arcta 1905
Ciężkie wagi wahadłowych zegarów stojących są często pięknym elementem ozdobnym
Jeżeli dzisiaj komuś się wydaje, że zegary wahadłowe należą już do zamierzchłej przeszłości jest w poważnym błędzie. Wahadło jest czymś, co funkcjonuje nadal, również w czasach nam współczesnych, choć może tego nie zauważamy, Bo czymże jest np. kółko balansowe w mechanicznych zegarkach naręcznych? Jego ruch, podobnie jak ruch „tradycyjnego“ wahadła odmierza ściśle określony, stały przedział czasu. A w zegarkach elektronicznych? Tu także mamy „wahadło“ w postaci oscylatora drgań np. kwarcu (stąd przecież nazwa zegarki kwarcowe), dzięki któremu bardzo precyzyjnie pracuje tzw. silnik krokowy i dopiero poruszane przez niego wskazówki pokazują upływający czas.
Warto przy tym pamiętać, że zarówno wahadło jak i balans to nic innego jak regulator chodu zegara mechanicznego, który tak na prawdę pracuje albo dzięki wiszącym na łańcuchach obciążnikom albo zwiniętej spiralnie sprężynie.
Choć moja pasja nie narodziła się tak od razu to jednak w moim życiu od zawsze były obecne zegary i ... warsztat, w którym pracował mój ojciec. To, że jako mały chłopiec kręciłem się w warsztacie zegarmistrzowskim ojca z pewnością miało duży wpływ na wybór późniejszego zawodu. Na początku, z pewnością dotkliwie mu przeszkadzałem w pracy. Dlatego dosyć wcześnie dostawałem od niego zużyte fragmenty dużych mechanizmów zegarowych, które mogłem, siedząc już spokojnie obok niego, do woli rozkręcać. Gdy szedłem spać ojciec często składał ze sobą zdemontowane przeze mnie elementy, (jeżeli było to oczywiście jeszcze możliwe) abym następnego dnia mógł się ponownie zabrać do kolejnego rozkręcania.
Z czasem zacząłem zauważać miejsca, w których mechanizmy były uszkodzone i wtedy, pod czujnym okiem ojca, zacząłem naukę prawidłowego używania najprostszych narzędzi zegarmistrzowskich.
Potem zacząłem pomagać mu w najprostszych pracach. Ojciec, jak teraz wspominam, miał dla mnie bardzo dużo cierpliwości. Wiedział doskonale, że zawód zegarmistrza wymaga nie tylko wysokich umiejętności manualnych, ale również dużego opanowania, szczególnie podczas prac montażowych. Tu trzeba było podejmować czasami wiele prób podczas zestawiania całego mechanizmu zanim z powodzeniem ukończona została naprawa albo tylko konserwacja mechanizmu zegara. Podczas prac montażowych, chwila nieuwagi mogła skończyć się nawet poważnym uszkodzeniem składanego mechanizmu.
Już wtedy zrozumiałem jak ważna jest, szczególnie w tym zawodzie, praktyka. Warsztat ojca był dosyć skromny, jeżeli chodzi o jego wyposażenie, ale wiedza i umiejętności, jakie posiadał sprawiały, że nie rzadko konstruował sam brakujący mu przyrząd, który niezwykle ułatwiał pracę. Trzeba pamiętać, że w czasach powojennych, a nawet dużo późniejszych, nie było wcale łatwo zdobyć specjalistyczne narzędzia nie mówiąc już o kosztownym wyposażeniu samego warsztatu. Wiele spośród zachodnich, jak byśmy dzisiaj powiedzieli „markowych“, precyzyjnych, specjalistycznych urządzeń, było po prostu niedostępnych. Ale tak jak bywa to w trudnych czasach, brak narzędzi wymusza poszukiwanie takich rozwiązań, które pozwalały mimo wszystko na wykonywanie skomplikowanych prac. Stąd też narzędzia zawsze przechodziły w warsztatach (nie tylko zegarmistrzowskich) z ojca na syna.
Ramowa piła włośnicowa z lat 40-tych XX wieku, z precyzyjnym brzeszczotem do cięcia metalu. W srodku, dla porównania wielkości, wskazówka minutowa zegara ściennego
Zestaw kluczy nasadowych pomocny przy naprawach zegarów ściennych i stojących
Czopiarka zegarmistrzowska
Czopiarka zegarmistrzowska. Średnica osi koła zębatego ok. 1 mm
Warto zwrócić zawsze uwagę na treśc sygnatury znajdijącej się nie rzadko na narzędziach zegarmistrzowskich. To klucz do poznania wytwórcy i historii przyrządu
Zegar to trochę jak żywy organizm. Nikt z nas, a tym bardziej zegarmistrz, nie lubi zepsutych zegarów. Dzisiaj, kiedy wiele rzeczy jest relatywnie tanich, dotyczy to również zegarów ściennych i zegarków naręcznych, nie zawsze opłaca się dokonywać ich naprawy. Niektóre zegarki są wręcz „jednorazowe“ - funkcjonują do pierwszej awarii a potem niestety trzeba je wyrzucić.
Piszę niestety gdyż przyzwyczajony jestem jeszcze do tych czasów, gdy klienci przynosili mi regularnie, zarówno zegarki na rękę jak również zegary wiszące, w celu dokonania przeglądu, wykonania drobnych napraw i ewentualnie skorygowania dokładności chodu. Byli oni zwykle nie tylko bardzo przywiązani do swoich zegarów, ale mieli również świadomość, że mechanizmy posiadanych przez nich zegarów zostały zbudowane tak, aby służyły przez wiele, wiele lat.
A służyły nie rzadko nawet setki lat. Niezależnie od tego czy były to mające dużą wartość zegarki, których mechanizm zamknięty był w podwójnych, złotych, grawerowanych kopertach...
Zegarek kieszonkowy (zwany popularnie, choć niezbyt sciśle- "cebulą", mający podwójną, złotą kopertę. Warto tu zwrócic uwagę na położenie tarczy w stosunku do główki naciągu spreżyny. Taki układ ułatwiał nie tylko odczytanie godziny w momencie wyciągniecia zegarka z kieszeni i otwarcia koperty. Miało to równiez uzasadnienie wtedy gdy po otwarciu zewnętrznej koperty zegarek stawiany był np. na stoliku nocnym, przed udaniem się na spoczynek.
... czy też zegary o pięknie zdobionych tarczach i nie rzadko również wskazówkach, czy też tanie, bezkamieniowe „buksiaki“, które stanowiły najczęściej pamiątki z dawnych lat. Widziałem ich szczere zadowolenie, gdy odbierali znowu w pełni sprawny zegar. Mnie, czego nie ukrywam, dawało to także dużą satysfakcję.
Zapamiętałem pewne zdarzenie sprzed wielu już lat. Dorosły, młody człowiek przyniósł mi bezkamieniową „cebulę“ produkcji NRD (Ruhla), w której, jak się szybko zorientowałem, w wyniku naturalnego zużycia mechanizmu, uszkodzona była oś kółka balansowego. Zegarek nie mógł, więc chodzić. Ów młody człowiek poprosił mnie o naprawę zegarka. W pierwszym momencie odpowiedziałem, że nie warto się tym zajmować, bo nie dość, że zegarek jest bezwartościowy to koszt ewentualnej naprawy będzie wysoki. Usłyszałem wtedy, że mimo to prosi mnie o naprawę, bo jest jego pierwszy zegarek, który dostał w wieku sześciu lat i który mu służył bezawaryjnie przez bardzo długi okres czasu, a od pewnego czasu leżał w szufladzie. Chciałby, aby nadal zegarek chodził. Przypomniałem wtedy sobie, że przypadkiem mam gdzieś w warsztacie części od identycznego modelu, w tym kółko balansowe. Wymieniłem uszkodzone koło i oddałem sprawny zegarek.
Od tego momentu, młody człowiek, został moim stałym klientem i przychodzi do mnie do dnia dzisiejszego, będąc obecnie już starszym panem.
Wielu z moich klientów z podziwem przygląda się stojącemu u mnie w warsztacie staremu zegarowi z dużą mosiężną tarczą, długim wahadłem i ciężkimi wagami. Celowo podkreślam „starym“ gdyż te współczesne, których wahadło poruszane jest przez ukrytą gdzieś z tyłu bateryjkę nie wywierają na nikim takiego wrażenia jak ten. Podobnie i na mnie. Wahadło, szczególnie w tych dużych zegarach stojących, poruszające się majestatycznie wolno, to przecież nie tylko precyzyjny regulator pracy całego mechanizmu zegara. To również coś, co swoim miarowym, powolnym ruchem (tykaniem) daje człowiekowi poczucie spokoju a nawet odprężenia, stabilności i wewnętrznej pewności.
Być może wielu z nas doświadczyło tego przebywając dłuższą chwilę w cichej, pustej pałacowej sali albo… w klasztornym refektarzu. Jestem pewien, że dawni zegarmistrzowie, budujący mechanizmy dużych, stojących zegarów, myśleli i o tym, wyposażając je celowo w długie, bardzo powoli poruszające się wahadło.
Było to często tzw. wahadło sekundowe a więc takie, którego wychylenie w jedną stronę trwało dokładnie jedną sekundę. Tyleż samo też trwał odstęp między, dwoma „tyknięciami“ zegara. Licząc je, zatem można było, nie spoglądając na tarczę określić ile sekund (a przy cierpliwym liczeniu również ile minut) upłynęło od jakiegoś zdarzenia.
W czasach, gdy zegary w domach były czymś wyjątkowym, i kosztowały nie rzadko majątek, były one jednocześnie dziełami sztuki i to nie tylko zegarmistrzowskiej. Do zadań zegarmistrza należało wykonanie mechanizmu, ktoś inny wykonywał tarczę jeszcze inny odlewał „wagi“ i w końcu stolarz artysta (zwany skrzynkarzem) wykonywał drewnianą obudowę.
Gdy mechanizm zegara umieszczany był w metalowej obudowie (np. zegary kominkowe), do pracy zatrudniony był nie tylko odlewnik, ale również cyzeler i nie rzadko złotnik. Stąd też powstawały na prawdę wspaniałe egzemplarze. Kiedy dzisiaj, taki zabytek trafia do warsztatu, stanowi to swojego rodzaju wyzwanie dla zegarmistrza. Zegar, szczególnie ten bardzo już stary, musi być tak pielęgnowany, aby nadal chodził i wskazywał dokładny czas.
Na zakończenie chciałbym uczulić wszystkich pasjonatów zegarów i zegarków na to, iż nie należy nigdy dopuszczać do sytuacji by żadne przedmioty techniczne, a szczególnie zegary, stawały się z upływem czasu „zakonserwowanymi eksponatami muzealnymi“, które są regularnie i pieczołowicie odkurzane, aby od czasu do czasu podziwiać je w gronie znajomych i pokazywać na wystawach.
Wszystkie zegary, które są w naszym posiadaniu, muszą być koniecznie sprawne i użyteczne.
Tylko wtedy mogą być one prawdziwą pamiątką czasów przeszłych a także, jak zapewne w wielu przypadkach, żywą pamiątką rodzinną.
Zegarki, jak ten powyżej, które trafiają do warsztau zegarmistrza, noszą nie tylko slady intensywnego użytkowania ale są nie rzadko dowodem na przeprowadzanie róznych, dziwnych napraw. Zamiast dobrać odpowiednią srubę, "zegarmistrz ??" przylutował koło zębate do osi napedzającej. teraz, dokonanie fachowej naprawy bedzie wymagało nie tylko odpowiedniej umiejętnosci ale przede wszystkim dużej dozy cerpliwości.
Pamiętajmy, zatem aby regularnie oddawać je zegarmistrzowi do fachowego przeglądu i w razie konieczności również do smarowania, z częstotliwością nie mniejszą niż raz na pięć lat.
Warto, aby każdy posiadany przez nas zegar miał założoną metryczkę z wpisaną do niej możliwie dokładną jego historią. Jeżeli nie jest ona nam dokładnie znana, postarajmy się ją odtworzyć. Jeżeli się nam to nie uda, opiszmy przynajmniej to wszystko, co wydarzyło się od momentu, kiedy zegar pojawił się w naszym domu.
Przy pewnej dozie wnikliwości być może uda się nam ustalić, z jakiego warsztatu pochodzi mechanizm, kiedy został zbudowany i jakie ma cechy charakterystyczne. Im szersza będzie nasza wiedza tym pełniejsza będzie satysfakcja z posiadania takiego egzemplarza i z pewnością większa jego wartość.
- Doceń i poleć nas:
poprzedni
Rolex Submariner Date Ref. 16610
następny
Szalona sobota z KMZiZ. Część 1.