Tissot Heritage 1938 Automatic COSC
- Autor: Edmund Exley
- /
- Dodano: 10.05.2025
- /
- Kategoria: Recenzje i testy
- /
Tissot Heritage 1938 Automatic COSC na pewno nie jest najpopularniejszym współczesnym modelem producenta z Le Locle. Tym niemniej – jego premiera nie przeszła bez echa. W polskich i zagranicznych portalach pojawiło się kilka dobrze zrealizowanych wideorecenzji, a także tekstów – w tym ten, który szczególnie cenię, czyli recenzja Jakuba Filipa Szymaniaka na łamach portalu CH24.
Jak zatem znaleźć klucz do własnej refleksji, bez powielania wcześniejszych, udanych opracowań? Pomyślałem, że spróbuję napisać tekst możliwie subiektywnie i potraktować mój najnowszy zakup w kontekście całości niewielkiej zegarkowej kolekcji, a także podzielić go – wzorem poetyki literackiego dziennika – na trzy podrozdziały odpowiadające trzem okresom związanym z zakupem zegarka Tissot Heritage 1938: (1) decyzja i oczekiwanie, (2) pierwsze wrażenie, (3) wrażenie po wspólnie spędzonych dwóch tygodniach. Nie będę wprowadzał jednak jakiejś zdyscyplinowanej struktury, a tekst będzie podążał po prostu za moimi przemyśleniami i kolejnością pojawiania się doświadczeń.
1. Decyzja i oczekiwanie – 22 kwietnia 2025
Recenzję zaczynam pisać 22 kwietnia 2025 roku. Tissot Heritage 1938 jest już zamówiony i opłacony, czekam na przesyłkę. Dość rzadko kupuję zegarki, więc delektowanie się momentem oczekiwania jest całkiem przyjemne.
Dlaczego zdecydowałem się właśnie na ten model? Gdy uznałem, że czas wreszcie dokupić coś sobie do niewielkiej kolekcji, zastanowiłem się nad preferencjami. Szukałem czegoś, co stanowić będzie trzecią podstawę mojej głównej części zbioru, czyli zegarków współczesnych. Jak dotąd tworzą ją mój zdecydowany ulubieniec, czyli Longines Conquest Heritage oraz Longines Hydroconquest. „Garniturowo” jestem więc spełniony, Hydro zaspokaja zaś obecnie moje potrzeby w kategorii „diverów” – oba te zegarki są ze mną od lat i jestem do nich bardzo przywiązany. Uzupełnić chciałem je czymś, co będzie lokowało się mniej więcej po środku, choć bliżej klasyki – czyli elegancką alternatywą na co dzień, z wyższą niż 30M wodoszczelnością, szafirowym szkłem i z opcją bransolety. Może pilot, może coś bardziej „technicznego” i uniwersalnego? Myślałem długo o niebieskiej tarczy – to mój ulubiony kolor. Wiem, że 35 lub 36 mm to dla mnie optymalna średnica koperty, ale wydaje mi się, że w zegarku codziennym 38-40 mm też będzie mogło być.
Ostatecznie zacząłem skłaniać się ku opcji łączącej duch retro/heritage z nowoczesnością. Nie byłem obecnie zdecydowany na żaden z modeli mojej ulubionej firmy, czyli Longinesa, choć nie tracę z oczu nowych wersji Hydroconquest i Conquest, niezwykle ciekawej serii Spirit, a także kilku modeli z linii Heritage. Może w przyszłości przyjdzie na któregoś z nich kolej.
Na liście rozważań umieściłem więc kilka modeli z Le Locle. Bardzo lubię Tissota. Przez pewien czas nosiłem Visodate, z uznaniem patrzę też na aktualną rozsądną politykę firmy. W jej ofercie obok masowych, mniej ciekawych modeli są też liczne udane propozycje, również te inspirowane bogatą historią, jak PRX, chronograf 1973 czy nawet szalenie kolorowy Sideral. I wreszcie, nie można zapomnieć o czymś jeszcze – Tissota nosi James Stewart w „Oknie na podwórze” (1954) Alfreda Hitchcocka.
Od pewnego czasu moją uwagę mocno przykuwał jednak Tissot 1938, który przypomina mi stylistycznie – zachowując oczywiście wszelkie proporcje – jeden z najpiękniejszych moim zdaniem zegarków, czyli „Portugalczyka” IWC. Łączy osadzone w przeszłości źródło z ponadczasową elegancją i pewną „zadziornością”, pozwalając na bardziej wszechstronne zastosowanie. Pomyślałem, że 1938, tak jak dużo słynniejszy kolega z Schaffhausen, będzie pasować do koszuli i marynarki, swetra czy koszulki polo, a i z garniturem da sobie radę. Ponadto – w wersji ze srebrną tarczą w zestawie dołączona jest bransoleta typu mesh! Wreszcie też: jest kolor niebieski – nie jako kolor tarczy, ale jednak wyraźnie obecny.
To wszystko przeważyło i zegarek zamówiłem bez wcześniejszego przymierzania. W moim przypadku to działanie dość spontaniczne.
2. Pierwsze wrażenie – 26 kwietnia 2025
Jest piękna wiosenna sobota, którą w większości spędzam na uroczystym jubileuszu 50-lecia małżeństwa wujka i cioci. Na nadgarstku mam tym razem pamiątkowego Atlantica Worldmastera. Wieczorem odwożę rodziców, przebieram się w wygodniejsze rzeczy, po czym mam jeszcze 61 kilometrów do domu – planuję zdążyć na drugą połowę finału Pucharu Króla. Po drodze jednak trzeba podjechać do paczkomatu, gdzie już czeka przesyłka od Dolińskiego. Szybko zanoszę do domu garnitur oraz sukienki i żakiety żony, wprowadzam samochód do garażu, włączam TV i rozpakowuję starannie zabezpieczony kartonik. Gdy otwieram pudełko (cóż, bardziej ekologiczne, ale jednak dużo gorsze niż to, które pamiętam z Visodate) z charakterystycznym napisem „Swiss Watches Since 1853”, dostrzegam od razu grę świateł na srebrnej tarczy. A po chwili Mbappe strzela gola Barcelonie, która przez lata znaczyła dla mnie wiele, a i dziś budzi pewien sentyment. Cóż, może to taki przewrotny znak na szczęście? Mecz jednak dopiero się rozkręca, prawdziwa futbolowa uczta kończy się miłym triumfem Barcy. A ja mogę zacząć cieszyć się moim Tissotem Heritage 1938.
Jak wspomniałem, od razu w oczy rzuca się kolor tarczy, przechodzący od głębokiego, „skrzącego” srebra w czystą biel. Tarcza ma widoczną pod światło ziarnistą fakturę, podczas gdy podziałka sekund, utrzymana w klasycznym wzorze „railtrack”, ma szlif winylowy. Świetne, urozmaicone połączenie.
Bodaj największymi wizualnymi atutami modelu 1938 Heritage są dla mnie wszakże niebieskie wskazówki i wypukłe, granatowe indeksy oraz, rzecz jasna, nazwa producenta. Jeszcze jako właściciel modelu Visodate wielokrotnie bowiem pisałem, jak bardzo lubię piękne, stylizowane na dawne logo Tissota. 1938 Heritage również posiada ten element, nadrukowany grubą warstwą niebieskiej farby. Cóż, pewnie zdarzać się będzie, że sprawdzając czas najpierw rzucę okiem na logo, by dopiero po chwili odczytać wskazanie minut i godzin.
Od początku uwagę zwraca też napis „Chronometere” umieszczony w dolnej części tarczy. Wykonany jest bardzo czytelną czcionką w stosunkowo dużym rozmiarze i od momentu premiery budzi kontrowersje. Jeśli dobrze pamiętam, sam też przez chwilę byłem do tego elementu nastawiony sceptycznie. We wspomnianej przeze mnie recenzji na CH.24 Jakub Filip Szymaniak uznał wręcz napis za jedną z największych słabości zegarka:
„[…] jest za duży i wykonany zdecydowanie niepasującą do stylistyki lat 30. czcionką. Liternictwo tamtego okresu jest unikatowe i bardzo urokliwe, niestety zabrakło sięgnięcia w archiwa marki, także pod kątem umieszczenia napisu – zabytkowe Tissoty posiadały często w drugiej linii pod logiem stylizowany napis Antimagnetique i użycie tego wzoru, ale z napisem Chronometre, dobrze zrobiłoby projektowi”.
Jeszcze przed zakupem, w trakcie intensywnej internetowej obserwacji 1938 Heritage, nabrałem podejrzeń, że tu akurat będę miał inne zdanie. Kontakt z zegarkiem na żywo utwierdził mnie w tym przekonaniu. U mnie bowiem napis „Chronometre” nie budzi poczucia dysonansu, a wręcz staje się swego rodzaju znakiem rozpoznawczym modelu. I nie wydaje mi się aż tak odległy od stylistyki lat 30., a zwłaszcza wyrazistego liternictwa dominującego na reklamowych plakatach i bilbordach, jak pamiętne reklamy Bovril na Piccadilly Circus w Londynie czy na stadionie Aston Villi. Nie mam też zastrzeżeń odnośnie umiejscowienia napisu: gdyby znajdował się pod logotypem, to powstałoby zaburzenie harmonii tarczy przez puste miejsce w jej dolnej części lub wymusiłoby to dodanie tam np. napisu „Automatic”.
Uwagę zwraca również koronka, wyraźnie nawiązująca do konwencji z pierwszej połowy XX wieku. Operuje się nią wygodnie, choć trzeba trochę mocniej odciągnąć ją od wyjściowej pozycji i… przejść przez martwe pole, o którym później.
Dekiel jest przeszklony. Raz po raz miło jest rzucić okiem na mechanizm. Niestety jednak pozbawiony jest on zdobień. Te obecne są tylko na wahniku, który inaczej niż w wersjach „łososiowej” i antracytowej ma srebrny kolor. Pełne zamknięcie z ciekawym grawerem byłoby prawdopodobnie lepszym rozwiązaniem.
Warto dodać, że na rotorze znajduje się współczesny napis „Tissot”, a na przywołanej wyżej koronce umieszczone jest zaś równie nowoczesne „T”. To wszystko może powodować wrażenie pewnej niekonsekwencji w zegarku wyraźnie zanurzonym w stylistyce sprzed dekad. Akurat ja jestem w stanie przyjąć interpretację, że to rodzaj pomostu między „wczoraj” i „dziś”, ale rozumiem też możliwe niezadowolenie z tego powodu.
3. Wrażenie po pierwszych wspólnych dwóch tygodniach – 27 kwietnia-10 maja 2025
Mój nowy Tissot po raz pierwszy znalazł się na nadgarstku już kilka godzin po rozpakowaniu. W niedzielny poranek przez niewiele ponad godzinę cieszył oko w zestawieniu z białą koszulą i moim ulubionym błękitnym swetrem.
A dwa dni później zadebiutował ze mną w pracy – tego dnia akurat miałem ważne zadanie i musiałem założyć garnitur. W takiej sytuacji od lat na nadgarstku ląduje mój wspomniany faworyt, czyli subtelny Longines Conquest Heritage. Jego pozycja pozostaje oczywiście niezachwiana, ale okazało się, że Tissot 1938 może stanowić ciekawą, choć mniej konserwatywną alternatywę. Czułem się bardzo komfortowo dyskretnie sprawdzając czas poszczególnych części prowadzonego przeze mnie wydarzenia. Ciemnogranatowe wskazówki doskonale kontrastują z jasną tarczą, dzięki czemu nie było problemu z odczytem czasu nawet wówczas, gdy jedynym źródłem światła była ukazująca się na ekranie prezentacja z dość ciemnymi slajdami. Koperta wysoka na 11,1 mm pozwala łatwo schować zegarek pod mankietem koszuli, a miękki i dobrze układający się pasek dodaje elegancji.
Nadszedł jednak maj, a to czas, by jeszcze bardziej zadbać o komfort noszenia zegarka i jednocześnie nie zużywać niepotrzebnie paska. Mój Tissot 1938 powędrował zatem na bransoletę typu mesh, której obecność w zestawie od początku była dla mnie mocnym atutem.
Dzięki systemowi szybkiej zmiany zdjęcie paska i założenie bransolety trwa w sumie może minutę. Tissot 1938 nabiera w ten sposób jeszcze bardziej użytkowego charakteru. Mesh jest moim zdaniem zrobiony bardzo dobrze. Jest dość gruby i zwiększa ciężar zegarka, co daje przyjemne odczucie. Akurat dla mnie wydaje się może nieco za długi – na przeciwległej stronie nadgarstka dwie warstwy nachodzą już na siebie i przez to bransoleta trochę odstaje. Nie ukrywam jednak, że bardzo lubię ten sposób noszenia zegarka – od pewnego czasu w okresie wiosenno-letnim stosuję go także w Conquest Heritage. I tak jak w Longinesie, w Tissocie założenie mesha uwypukla stylistyczne inspiracje sprzed dekad. Trzeba zaznaczyć, że w 1938 Heritage na zapięciu bransolety wygrawerowany jest całkowicie współczesny napis Tissot, podczas gdy na klamrze paska widnieje piękne dawne logo. Znów więc mamy element, który dla jednych może być niekonsekwencją, dla innych zaś kolejnym stylistycznym pomostem między przeszłością a teraźniejszością marki.
O czytelności wskazania czasu już pisałem, ale warto dodać jeszcze kilka słów o wskazówkach. Ich długość zdaje mi się idealnie dobrana, a szczególnym walorem jest przywoływana już barwa, przechodząca w zależności od intensywności i kąta padania światła od niemalże czerni, przez ciemny granat, aż po intensywny błękit. Jest on też widoczny na krawędziach wskazówek, co w połączeniu z wypukłymi indeksami daje bardzo ciekawy efekt.
Po kilku dniach mogę sobie odpowiedzieć na jedno z kluczowych pytań w kwestii tego, czy zegarek jest dla mnie: czy rozmiar koperty jest właściwy? Na papierze to 39 mm, czyli już bardzo blisko granicy, po przekroczeniu której zegarki są dla mnie raczej za duże (owszem, noszę Hydro 41 mm, ale wyjątkowe przywiązanie do niego każe mi nie zwracać na to uwagi). Kształt koperty i uszu (uch?) niweluje nieco wizualne odczucie rozmiaru. Wydaje mi się, że na moim nadgarstku Tissot 1938 nie jest za duży. Być może 36-37 mm byłoby wymarzonym rozmiarem dla omawianego modelu, zbliżałoby go jednak w stronę subtelniejszych kategorii. Teraz zaś z dezynwolturą łączy elegancję z tonem casual. Warto przy tym dodać, iż boki koperty są szczotkowane, co zniweluje widoczność ewentualnych zarysowań.
Słowo „Chronometre” na tarczy i skrót COSC w pełnej nazwie zegarka nie są oczywiście przypadkowe. W Tissocie 1938 mechanizm ETA 2824 ma certyfikat chronometru, co oznacza podwyższoną precyzję chodu. Nie stosuję żadnych aplikacji, by to sprawdzić – na moje potrzeby wystarczają tu strona time.is oraz mój kwarcowy Hydroconquest, który pracuje z imponującą punktualnością. Odniesienie do nich pozwala stwierdzić, że nowy nabytek spełnia kryteria COSC – przyśpiesza w granicach od 0 do 1 sekundy na dobę. Deklarowana rezerwa chodu wynosi 38 godzin.
Wybrałem Tissota 1938 Heritage jako zegarek na co dzień z potencjałem do bycia garniturową alternatywą. O ważnych w kontekście codziennego użytkowania atutach – czytelności tarczy i opcji noszenia na bransolecie – już pisałem. A jak z innymi istotnymi w tym przypadku kwestiami: wodoszczelnością i datą? 50M to parametr wystarczający dla prowadzonego przeze mnie trybu życia. Kocham sport, ale w jego uprawianiu nigdy nie towarzyszy mi zegarek. Prawdę mówiąc, nie zdarzyło mi się jeszcze zachlapać przypadkowo nawet Hydroconquesta, ale świadomość, że 1938 ma nieco wyższą wodoszczelność niż 30M, daje poczucie komfortu. Brak daty zaś ułatwia ustawianie godziny, dobrze wpływa na symetrię i czystość tarczy, jednak w codziennym użytkowaniu na pewno czasem jest wadą. A jeszcze jedna jest nieco ukryta – mechanizm ETA 2824 ma oczywiście moduł daty, a w Tissocie 1938 nie usunięto martwej pozycji koronki. Nie widać tego, w niczym właściwie to nie przeszkadza, ale jednak – lepiej byłoby, gdyby zostało to rozwiązane inaczej.
Prawie na koniec poruszyć trzeba jeszcze jedną kwestię. Katalogowo Tissot 1938 Heritage kosztuje obecnie 4100 zł. Pamiętajmy, że mówimy o zegarku z certyfikatem COSC. Kiedy dodamy, że w cenę omawianej wersji wliczony jest świetny mesh, za który osobno na stronie producenta trzeba zapłacić 480 zł, oferta staje się jeszcze bardziej atrakcyjna. Gdy zaś skorzysta się z kilku opcji uzyskania rabatu (stały klient danego sklepu, oferta sezonowa etc.), to bohatera niniejszego tekstu można kupić za kwotę między 3280 a 3362 zł. Myślę zatem, że całkiem zasadne jest w tym momencie przypomnienie popularnego niegdyś powiedzenia, że „Tissot to złoto w cenie srebra”.
Jak zatem sumują się zalety i wady Tissota 1938 Heritage? Tych pierwszych, jak sądzę, jest znacznie więcej: stare logo firmy, srebrno-niebieska kolorystyka i szlify tarczy, koperta, kształt i wypukłość indeksów, koronka, dobre współgranie z dołączonym meshem, lekko wypukłe szafirowe szkiełko, wystarczająca wodoszczelność 50M, certyfikat COSC, przyzwoity pasek z bardzo ładną klamrą, przyjazna cena. Elementami spornymi mogą być napis „Chronometre” (który dla mnie jest akurat zaletą), rozmiar koperty, 38-godzinna rezerwa chodu, przeszklony dekiel i brak daty – ich (nie)akceptacja pozostaje kwestią indywidualną. Obiektywne wady to moim zdaniem martwa pozycja daty i to, że napis „Swiss Made” u dołu tarczy zabiera cztery indeksy z ładnie wykonanego „railtracka”.
Tissot 1938 Heritage Chronometre COSC w wersji ze srebrną tarczą to moim zdaniem bardzo dobrze zrobiony przystępny produkt z klasy średniej, z wyraźnymi wizualnymi odniesieniami do przeszłości i nostalgii, ujętymi jednak w na wskroś nowoczesną formę. Czy będzie to mój jedyny współczesny Tissot w kolekcji? Zobaczymy, na pewno wszakże stanowi zachętę do dalszej obserwacji katalogu marki, a w szczególności linii Heritage.
- Doceń i poleć nas:
poprzedni
ARACH – pierwsza publiczna prezentacja nowych modeli marki
następny
„Drugie życie zegarkowej książki” – akcja Klubu Miłośników Zegarów i Zegarków