Nie ma o czym mówić — czyli jak Słowianie mierzyli czas

  • Autor: Przemysław Jóźwiak
  • /
  • Dodano: 9.11.2025
  • /
Pierwsze pewne i niepodważalne wzmianki o ludach słowiańskich pojawiają się dopiero w VI wieku. Około roku 550 dwóch bizantyjskich autorów – Prokopiusz z Cezarei w Wojnie gockiej oraz Jordanes w Getica – opisują ludy zwane Sklawinami i Antami, zamieszkujące przestrzeń od Wisły po Dniestr. Prokopiusz wspomina ich jako „lud wolny, bez władcy”, czczący „Boga piorunów”, natomiast Jordanes opisuje ich jako mieszkańców rozległych terenów „na północ od Dunaju”, podzielonych na dwa wielkie odłamy: zachodnich Sklawinów i wschodnich Antów. To właśnie u tych dwóch autorów po raz pierwszy pojawia się obraz Słowian możliwy do powiązania z późniejszą historią i językiem tego ludu.
Parczewski, M., Migration Period between Odra and Vistula – Slavs (Sclaveni and Anti), mapa „Slavs (Sclaveni and Anti) during the first half of the 6th century – evidence from archaeological and written evidence”.
W tym samym czasie Europa dysponowała już całkiem sprawnymi metodami pomiaru czasu. Funkcjonował kalendarz juliański, używano pisma łacińskiego i greckiego, a w klasztorach mierzenie czasu było najbardziej precyzyjne – dzięki zegarom wodnym, klepsydrom, zegarom słonecznym i świecowym. Godziny liczyło się według rzymskiej tradycji: dzień dzielono na 12 godzin dziennych, noc na cztery straże nocne, a większe wydarzenia datowano według lat panowania władców, indykcji lub lat od stworzenia świata.
Przykład praktyczny: kronikarz w 552 roku mógł zapisać, że „w trzecim roku panowania cesarza Justyniana doszło do najazdów Sklawinów” – prosty sposób na powiązanie wydarzeń z okresem historycznym, zanim Anno Domini stało się powszechne.
Dla kontrastu, Państwo Środka już wtedy posiadało złożony kalendarz astronomiczny i precyzyjny pomiar czasu. Chińczycy używali zegara wodnego z przekładniami, znaczników gwiezdnych, a później także wczesnych zegarów mechanicznych. Systemy te wymagały pracy całych szkół astronomów, a precyzja wyprzedzała europejskie i słowiańskie rozwiązania o setki lat. Już w II wieku n.e. chiński zegar wodny wykorzystywał przekładnię zębatą, co świadczy o zaawansowanej inżynierii mechanicznej.
Na ziemiach Słowian czas mierzono inaczej. Żywioły i cykliczne zmiany pór roku były jedynym miernikiem – obserwowano siew, wzrost, żniwa, nadejście mrozów i upałów. Ludzie bali się pioruna, dziękowali za lekki wietrzyk zamiast burzy, a zimie składano ofiarę, aby nie wracała. Jedynymi „świątyniami” były święte źródła, gaje, rzeki i jeziora – miejsca, w których można było spotkać siłę natury i złożyć jej hołd (Prokopiusz z Cezarei, Wojna gocka, VI w.).
Religia Słowian była więc praktycznym kultem natury, a nie klasycznym politeizmem z uporządkowaną hierarchią bogów i świątyń. Pojawiały się różne wyobrażenia najwyższej siły: od groźnej, jak bóg piorunów (później utożsamiany z Perunem), po neutralną lub pomocną, jak wiatr, deszcz czy urodzaj. Rytuały i ofiary pełniły równocześnie funkcję kalendarza, pozwalając orientować się w rytmach roku i przygotowywać do siewu, zbiorów czy zimowych prac.
Dowody archeologiczne, takie jak cmentarzyska z rytuałami sezonowymi, potwierdzają istnienie kalendarza agrarnego – systemu dostosowanego do cykli przyrody, niezależnego od formalnych kalendarzy i zegarów.
Źródła pisane i badania językowe pozwalają także zrozumieć, jak Słowianie postrzegali siebie i swoje sąsiedztwo. Sclaveni – prawdopodobnie od słowa slovo byli „ludem mówiącym jednym językiem”, co wyróżniało ich od innych ludów; stąd też słowo niemiec - „nie mówiący". Antowie – według hipotezy oznacza „tych na przedzie” lub „na brzegu” – zamieszkiwali najbardziej wysunięte na wschód tereny. W każdym przypadku podkreśla to jednolitość językową i kulturową tych społeczności.
Choć Słowianie VI wieku nie posiadali formalnych kalendarzy ani zegarów, ich życie było ściśle zsynchronizowane z rytmem natury, a rytuały i obserwacje pełniły funkcję nieformalnego „pomiaru czasu” – świat natury był ich zegarem i kalendarzem w jednym.
W praktyce uporządkowana rachuba czasu pojawiła się u Słowian wraz z chrystianizacją i instytucjami kościelnymi. Po chrzcie księcia Mieszka I (966r.) na ziemiach polskich zaczęła funkcjonować liturgiczna rachuba czasu Kościoła łacińskiego — czyli rok liturgiczny z obchodami świąt stałych i ruchomych (np. Wielkanoc), oparty na obliczeniach computus i używający kalendarza juliańskiego w praktyce kościelnej i administracyjnej. W praktyce oznaczało to, że od X–XI w. datowanie wydarzeń w dokumentach zaczęło się odbywać według lat panowania oraz według porządku liturgicznego, zamiast wyłącznie „przyrodniczego” rytmu siewów i żniw.
Z czasem, w epoce nowożytnej, nastąpiły zmiany cywilne: reforma gregoriańska (1582r.) wprowadziła poprawkę do kalendarza juliańskiego. Kraje katolickie przyjęły nowy porządek dość szybko — także Rzeczpospolita (kraje zachodniosłowiańskie) — co ujednoliciło datowanie w życiu administracyjnym i handlowym. W krajach wschodniochrześcijańskich przyjęcie gregoriańskiego rachunku było znacznie opóźnione: Rosja (i państwa pod jej zaborem) formalnie przeszły na kalendarz gregoriański dopiero po rewolucji (1918r.), podczas gdy część Kościołów prawosławnych do dziś używa liturgicznie kalendarza juliańskiego (stąd różnice w datach świąt).
Krótko mówiąc: organizacja i numeracja dat na ziemiach słowiańskich zostały wprowadzone przez Kościół i administrację po przyjęciu chrześcijaństwa. Z czasem rachuba ta została sformalizowana i zastąpiona w życiu cywilnym przez reformę gregoriańską — system, który w większości krajów słowiańskich służy do dzisiaj, podczas gdy stare liturgiczne praktyki przetrwały w obrządkach kościelnych.
Wydaje się, że jako Słowianie nigdy nie znosiliśmy nad sobą pana. Najlepiej radziliśmy sobie wtedy, gdy byliśmy wolnymi plemionami, żyjącymi według własnych praw i rytmu przyrody. Gdy staliśmy się częścią większych państw — nie zawsze z własnej woli — zaczęły się dla nas trudne czasy. Można powiedzieć, że początek tej drogi przypadł symbolicznie na rok 966. Własna państwowość, choć bywała ułomna i nie zawsze sprawiedliwa, okazywała się mniejszym złem — lepszym niż jakakolwiek obca zwierzchność. Stąd zapewne nasza historyczna niezłomność w walce z najeźdźcą i silne poczucie potrzeby wolności, które przetrwało w nas do dziś.