Elgin C.H.Hulburd - super płaski zegarek z USA

  • Autor: Paweł Wąs
  • /
  • Dodano: 10.02.2017
  • /
  • Kategoria: Perspektywa historyczna
  • /

Model Hulburd debiutował na rynku w pierwszej połowie lat 20-tych.
Nazwany C.H. Hulburd mechanizm nosił imię trzeciego (tzn. aktualnego) prezesa giganta z Elgin, i był być może spełnieniem jego osobistej wizji.

Zdjęcie z elginhistory.com
 
W odróżnieniu od innych produktów Elgin National Watch Co., te zegarki wykańczane były w znacznej mierze ręcznie, przy czym z poczatku każdy egzemplarz otrzymywał inne detale wykończeń - we wczesnych materiałach reklamowych znajdziemy deklarację "no two of them alike", oznaczającą, że nie ma dwóch identycznych egzemplarzy.
 
Mamy tu zatem coś w rodzaju "prestiżowego", manufakturowego zegarka stworzonego przez jednego z pionierów produkcji wielkoseryjnej - taki sobie paradoks, ale w latach 20-tych Elgin był na topie i firmę było na to po prostu stać.
 
Efektem prac był taki oto mechanizm, zupełnie niepodobny do czegokolwiek, co w Elgin powstawało wtedy czy później.

19 kamieniowy mechanizm rozmiaru gdzieś między 12 a 14 był najcieńszym jaki produkowano w Elgin i najcieńszym produkowanym wówczas mechanizmem w USA.
Oczywiście płyty, jak i elementy mechanizmu były bardzo starannie wykończone, ale już w duchu nowych czasów, kiedy to odchodzono od finezyjnych, "koronkowych" zdobień.
Poniżej porównanie z - i tak bardzo płaskim - modelem Streamline, także z lat 20-tych.

Jako produkt "prestiżowy" zegarek miał obligatoryjnie kopertę złotą, dostępne były także wersje platynowe.
Cena była "z kosmosu" i najtańszy zegarek kosztował $350, a najdroższy aż $750, przy średnich dochodach rocznych na poziomie $1400 i średniej cenie złotego zegarka kieszonkowego wahającej się między $100 a $200.
Dodam jeszcze, ze złocony, pięknie wykończony Streamline to wydatek około $40-$50:

Czyli prawie 10x różnica w cenie, a Streamline też do najtańszych zegarków na rynku nie należał...

Kopertę tego modelu wykonał dla Elgina Wadsworth, ale nie wiem, czy emaliowane wykończenia powstały w fabryce Wadswortha, czy w Elgin.

Koperta posiada nietypowo zainstalowaną koronkę - na przeciwko uszka na łańcuszek...

Tak wygląda Hulburd rozebrany na części.
Pierwsza seria posiadała inwarowy balans, który jednak nie okazał się dobrym rozwiązaniem (stosowano go wówczas także w modelu B.W. Raymond), i następne serie dostały już zwykły balans kompensacyjny.
Inwarowy balans z Elgin łatwo rozpoznać po przecięciu wieńca znajdującym się daleko od ramienia balansu.
Poniżej widać też stalowy wychwyt szwajcarski, precyzyjny regulator chodu i specjalne podkładki mocujące mechanizm w płaskiej kopercie.

Składanie mechanizmu jest dość proste - jest to zasadniczo zwykły mechanizm z czterema kołami przekładni i wychwytem szwajcarskim.
Na uwagę zasługuje pojedyncze łożysko bębna sprężyny - aby zmniejszyć grubość zrezygnowano tu z dolnego łożyska.

Rozwiązanie znane każdemu miłośnikowi cylindrów, z oczywistych względów gorsze, niż "normalne" ułożyskowanie z obu stron. Martwi mnie też naprężęnie wywierane na śrubkę koła naciągowego, która de facto trzyma bęben na miejscu... 
Pod tarczą minimalistyczny remontoir, elementy polerowane na wysoki połysk, łożyska kól przekładni i wychwytu przykręcane...
Co ciekawe, górną stronę natomiast wyposażono w łożyska oprawione w złoto i mocowane na wcisk oraz płaskie oprawki kamieni nakrywkowych rodem z mechanizmów szwajcarskich - jak już kiedyś pisałem, moda się zmieniała i pewne rozwiązania wywodzące się jeszcze z zegarmistrzostwa angielskiego wypierane były przez rozwiązania spod Alp...

Niestety mój mechanizm nie ma ochoty chodzić bez cieniutkiej podkładki pod mostkiem balansu i wygląda mi to na uszkodzenie dolnego czopa.
Łożysko dolne nosi zresztą ślad próby skręcenia mechanizmu z czopem poza łożyskiem, co często bardzo źle się kończy :(
Z podkładką chodzi ładnie, choć w pozycji tarczą do góry hałasuje, co też wskazuje na uszkodzenie czopa.

Tak to wygląda po złożeniu. Rdza jest powierzchowna i - choć bardzo redukuje walory wizualne mechanizmu, nie zagraża jego istotnym elementom.

Kopertę wykonano w przedziwnej technologii dwóch warstw - pod warstwą żółtego złota jest warstwa białego złota.
Idę o zakład, ze to białe złoto, bo fabryka Wadsworth nie oszukiwała przy nabijaniu oznaczeń i 'solid gold' z Wadsworth to na pewno solid gold.
Jak wydać w miejscu gdzie brakuje emalii - głębokie zdobienia grawerowane były do głębokości warstwy żółtego złota i może o to chodziło, a może po prostu fabryka akurat miała białego złota za dużo? Po prostu nie wiem, ale faktem jest, ze ktoś kiedyś piłował dekiel i dotarł do białego metalu, co być może uchroniło kopertę przed przetopieniem... 

Tarcza powinna być tak - 12 przy uszku. Tarcza jest mocowana na wcisk, więc można sobie ustawić jak komu pasuje, choćby skośnie ;)
Przynajmniej w tym modelu, ponieważ większość Hulburdów posiadała także sekundnik...
Materiały reklamowe pokazują tarczę ustawioną tak.
Ogólnie - jestem wniebowzięty  moim znaleziskiem, bo to jeden z zegarków, których nie da się kupić. Bo po prostu ich nie ma.
Elgin przewidział dla Hulburdów tylko 8000 numerów seryjnych, a ponadto najpewniej faktycznie wykończono i sprzedano sporo mniej.
Od początku wiadomo było, ze bardzo drogi Hulburd rynku nie zawojuje, myślę, że traktowano to jako model prestiżowy i pokaz możliwości wspaniałej fabryki z Elgin.
Trzeba przyznać, robi wrazenie...