Igła w stogu siana – Gutkaes&Lange nr 2207

  • Autor: Paweł Wąs vel PMWAS
  • /
  • Dodano: 7.10.2018
  • /
  • Kategoria: Perspektywa historyczna
  • /
Nie ma chyba kolekcjonera czy miłośnika zegarków mechanicznych, któremu obca byłaby nazwa niewielkiego miasta Glashuette w południowej Saksonii, gdzie od połowy XIX stulecia trwa niemal nieprzerwanie produkcja wysokiej klasy zegarów, zegarków i precyzyjnych urządzeń pomiarowych.

Niewielkie miasto znajduje się niedaleko na południe od Drezna, niedaleko granicy z Czechami i stosunkowo niedaleko naszej zachodniej granicy.

W Glashuette miałem przyjemność być w roku 2016., kiedy to zboczyłem nieco z autostrady podczas powrotu z francuskiej Alzacji. Cóż – przejeżdżając obok żal nie zajrzeć do kolebki niemieckiego zegarmistrzostwa, będącego jednocześnie jednym z kluczowych europejskich ośrodków produkcji zegarków, jak również jednym z ostatnich na „Starym Kontynencie” znajdującym się i działającym poza Szwajcarią.

W Glashuette koniecznie trzeba odwiedzić – widoczne na zdjęciu -tamtejsze muzeum, ale... o tym za moment.

Historia zegarków z Glashuette nierozerwalnie związana jest z postacią Ferdynanda Adolfa Lange, urodzonego w Dreźnie 25 lutego 1815 roku. Zegarmistrzostwa (czy szerzej mechaniki precyzyjnej) Lange uczył się początkowo w Dreźnie u Fryderyka Gutkaesa, by w roku 1837 roku wyjechać  do Paryża. Zgłębiając tajniki zegarków i innych urządzeń precyzyjnych (m.in. urządzeń nawigacyjnych), Lange czerpał ze sztuki mistrzów francuskich i angielskich, z krajów z wielkimi tradycjami, dziś – w erze dominacji Szwajcarów w Europie - w znacznym stopniu zapomnianymi.

Lange powraca do Drezna w roku 1841, gdzie wraca do zakładu dawnego mistrza – Gutkaesa, z którym kontynuują produkcję urządzeń precyzyjnych, w tym – zegarków mechanicznych. Ciekawostką, której dowiemy się z krótkiej, ale pięknie przygotowanej prezentacji na firmowej stronie A.Lange & Soehne, posiadaczem zegarka Gutkaes&Lange był m.in. car rosyjski Aleksander II. 

Z początku fabryka produkowała zegarki w oparciu o dostępne ebauche typu ‘Lepine’, natomiast początek nowej fabryki, produkującej od podstaw własne mechanizmy to rok 1845. Na lokalizacje nowego zakładu Lange wybrał pobliskie przemysłowe miasteczko Glashuette i wkrótce rozpoczął tam produkcję własnych, kompletnych zegarków mechanicznych.

Ważnym punktem we wczesnej historii fabryki jest wystawa w Londynie, gdzie zegarki Langego zauważono i doceniono (za czym oczywiście musiały pójść zamówienia i... pieniądze). 

Zegarki początkowo wyposażono w wychwyt kotwicowy kołkowy (tak, mało kto wie, ale pierwsze zegarki z Glashuette miały – uchodzący za niskiej klasy - wychwyt kołkowy z charakterystyczną, długą kotwicą), wkrótce zastąpiony modyfikacją wychwytu kotwicowego szwajcarskiego, z rubinowymi (lub szafirowymi) paletami kotwicy.

Charakterystycznym – nowym wówczas, choć dziś oczywistym – rozwiązaniem było zastosowanie zintegrowanej, dużej górnej płyty mechanizmu (typu 3/4) w miejsce znanych z projektu Lepine’a pojedynczych mostków.

Któż nie zna charakterystycznego kształtu Glashuette’owskich płyt? Czy weźmiemy egzemplarz z roku 1860 (jak widoczny powyżej mechanizm Juliusa Assmanna o numerze 11,888) czy późny zegarek marki Deutsche Praezisions-Uhrenfabrik Glashuette (około 1920 roku, również na zdjęciu powyżej), kształt płyt natychmiast przywodzi na myśl słowo ‘Glashuette’.  

Oczywiście – cieszące się sławą z uwagi na dobrą jakość glashuette’owskie zegarki były kopiowane i obecnie częściej spotkamy (często niemal identycznie wyglądające) szwajcarskie kopie, niż oryginalne zegarki z Saksonii, co bywa również powodem – często kosztownych – pomyłek.

Wróćmy teraz na chwilę do kotwicowego wychwytu stosowanego w niemieckich zegarkach. Jak wspomniałem na początku, po krótkiej ewolucji, stosowany we wczesnym okresie wychwyt kotwicowy kołkowy przekształcił się w charakterystyczny wychwyt kotwicowy „typu Glashuette”, będący w zasadzie wychwytem szwajcarskim z niewielkimi modyfikacjami. Poniżej przedstawiam elementy wczesnego oraz późnego wychwytu z Glashuette, wraz z charakterystycznym, bimetalicznym kołem balansowym z palcem przerzutnika montowanym w ramieniu koła, bez osobnej płytki nakładanej na oś, jak to widzimy w wychwytach szwajcarskich czy angielskich.

Cechą wspólną wszystkich zegarków z Glashuette w latach –około – 1855-1915 (plus minus kilka lat) jest złota kotwica z pojedynczym, montowanym w kotwicy bolcem wyznaczającym zakres jej pracy. Dla poównania: tradycyjne rozwiązanie stosowane w wychwytach kotwicowych zakładało montaż dwóch bolców (po jednym z każdej strony kotwicy) w płycie mechanizmu. Elementy wychwytu przez wiele dekad wykonywano ze złota , skąd wzięło się potoczne określenie Glashuette Goldanker.

Widoczna u dołu obrazka kotwica pochodzi natomiast z prezentowanego wcześniej zegarka DPUG z około 1920 roku,  i jest ona w zasadzie standardową kotwicą wychwytu szwajcarskiego. Widzimy zatem, że po kilku dekadach stosowania własnych rozwiązań, modyfikacja glashuette’owska odeszła w zapomnienie, przy czym ten akurat zegarek wciąż posiada balans z przerzutnikiem w ramieniu.

I tutaj właśnie pora wspomnieć o mojej tytułowej „igle w stogu siana” – zegarku znalezionym jakiś czas temu na aukcji internetowej i wylicytowanym za niewielkie pieniądze, który okazał się być pięknie zachowanym, wczesnym produktem fabryki Gutkae&Lange, a przy tym posiadać ciekawą formę przejściową w ewolucji glashuette’owskiego wychwytu kotwicowego.

Na zdjęciu widzimy niesygnowany, srebrny zegarek kieszonkowy z naciągiem kluczykowym. Na wewnętrznym deklu – sygnatura „H. R. Kommrusch” – być może zegarmistrza pracującego w połowie XIX wieku w – niemieckiej wówczas – Bydgoszczy.

Licytując ten zegarek, nie wiedziałem jeszcze – jak i zapewne pozostali licytujący - co licytuję. Moją uwagę zwrócił natomiast nietypowy kształt płyt mechanizmu, z którym nigdy wcześniej nie miałem styczności (czy na pewno? Otóż nie, ale nie dane mi było zarejestrować).

Tak już czasami zdarza mi się, że potrafię kupić coś tylko po to, by zobaczyć, co to jest i – najczęściej – przekonać się, że absolutnie nic wielkiego.

Jednak tym razem było inaczej.

Poza tym, że zegarek zachował się w bardzo dobrym stanie - z nieco wytartą, ale wciąż dobrą, srebrną kopertą i perfekcyjną tarczą z zestawem oryginalnych, oksydowanych na niebiesko wskazówek oraz oryginalnym, mineralnym szkłem - uwagę zwraca od razu nietypowa, stalowo-mosiężna kotwica, którą musiałem wstępnie wyprostować, z uwagi na widoczne wygięcie jej końca.

Jeśli dobrze poszukać – kotwica jest charakterystyczna dla wczesnej produkcji z Glashuette – wyposażono w nią około tysiąca zegarków z okresu pomiędzy pierwszym wychwytem kołkowym, a wprowadzeniem charakterystycznego, złotego elementu.

Jak zobaczycie za moment – z rzadko spotykaną i mało rozpoznawalną kotwicą współpracuje już typowy dla fabryki balans bimetaliczny...

 ... a widoczne na kopercie numery pasują do spodziewanego numery mechanizmu wyposażonego w taką kotwicę. Na marginesie – sposób mocowania klocka włosa do półmostka jest również typowy dla zegarków z Saksonii.

Dalsza identyfikacja tego wczesnego zegarka wymagała już zajrzenia pod tarczę. Tak jak mój zdezelowany Assmann, sygnowany pod tarczą J.A i numerem...

...tak i ten zegarek powinien mieć nabity na głównej płycie symbol manufaktury. I ma:

 

G&L 2207 – mamy tu zatem zegarek marki Gutkaes&Lange, wczesny egzemplarz Typ IV o numerze seryjnym 2207. I do tego zachowany – mimo uszkodzonej kotwicy i nieoryginalnego włosa balansu – w wyśmienitym stanie.

Pracując nad zegarkiem docenimy piękne wykończenie płyt oraz świetną jakość części zegarka, z widoczną dbałością o każdy detal od projektu mechanizmu, przez produkcję i wykończenie płyt mechanizmu i jego elementów mechanicznych, po tarczę i wskazówki.

Zegarek wciąż mieści się w etapie rozwoju i dopracowywania technologii produkcji, jednak jakość od początku zasługuje na uznanie (moim marzeniem jest oczywiście zobaczenie na żywo pierwszego modelu, ale to praktycznie niemożliwe z oczywistych względów). W zamyśle Langego – zegarki z Glashuette miały być perfekcyjne i chyba zgodzimy się, że cel ten został osiągnięty.

Cenne znalezisko z jednej strony jest podstawowym, najtańszym zegarkiem produkowanym wówczas przez manufakturę G&L, z drugiej strony w tej wersji powstać ich mogło najwyżej kilkaset sztuk, więc mogę chyba mówić o ogromnym szczęściu.

Zegarek – oczywiście – opisałem na Forum – tak polskim, jak i zagranicznych, a w tym miejscu chciałem także podziękować Hansowi Georgowi Donnerowi (glashuetteuhren.de) za pomoc w identyfikacji i cenne informacje o posiadanym czasomierzu.

I na koniec – obiecany powrót do Muzeum Zegarków w Glashuette, które odwiedziłem w roku 2016., ale do którego na pewno jeszcze kiedyś wrócę, choćby na okoliczność organizowanych w miasteczku raz do roku targów zegarkowych.

Stworzone przez Glashuette Original muzeum znajduje się w pięknym budynku na rynku, niejako w należnym, centralnym punkcie niewielkiego miasta. W „zwykły” dzień nietrudno znaleźć miejsce parkingowe – jeśli nie pod samym muzeum, to na jednym z pobliskich parkingów, ale w dniu targów zalecane jest korzystanie z komunikacji publicznej (mam nadzieję, ze kiedyś sam  zobaczę).

W hallu głównym wita nas widoczny na zdjęciu powyżej, skomplikowany zegar, a po nabyciu biletów czeka nas wędrówka po licznych salach wystawowych, gdzie zaprezentowano całą historię zegarków i zegarów z Glashuette.

Osobne sale poświęcono morskim chronometrom, powstającym swego czasu w Glashuette w dość istotnych ilościach, a – wskutek zawirowań II Wojny Światowej – stanowiących potem również bazę dla – obecnie częściej spotykanych i tańszych – chronometrów produkowanych w Fabryce im. Kirowa w Moskwie.

Kolejne sale odkrywają nam po kolei historię niemieckich fabryk z Glashuette od pierwszych cylindrów Gutkaes&Lange...

...przez wczesne mechanizmy z płytą ¾ (mówiłem, że widziałem takie płyty wcześniej, tylko nie utkwiły mi wówczas w pamięci)...

...,cudowne, najwyższej klasy, kieszonkowe chronometry...

...,przez trudny okres Republiki Weimarskiej, UROFĘ, NRD-owską GUB...

...aż po czasy współczesne. Niektóre z prezentowanych eksponatów...

...po prostu zachwycają , choć znajdziemy tu również dość pospolite czasomierze, na które my sami moglibyśmy sobie pozwolić (mowa głównie o bogatej kolekcji zegarków UROFA czy GUB).

Miłośnicy większych czasomierzy również znajdą salę dla siebie... 

 ...choć mnie akurat bardziej podobają się te małe.

Naprawdę – piękne Muzeum Zegarków z Glashuette warto zobaczyć, a zdjęcia (nie najlepsze jakościowo, przyznaję) to jedynie niewielka namiastka tego, co zobaczymy na żywo.

Dziękuję za uwagę i... do zobaczenia na klubowym Forum!

W prezentacji, za wyjątkiem obserwacji własnych, posługiwałem się informacjami pochodzącymi z:

  1. https://www.alange-soehne.com/en/
  2. https://www.glashuetteuhren.de/
  3. https://de.wikipedia.org/wiki/Ferdinand_Adolph_Lange
  4. https://www.glashuette-original.com/