Rolex Submariner Date Ref. 16610

  • Autor: Wadim "MasterMind" Zalewski
  • /
  • Dodano: 8.03.2017
  • /
  • Kategoria: Recenzje i testy
  • /

Parę słów wstępu:

Napisanie obiektywnej recenzji jakiegokolwiek Rolexa to nadspodziewanie trudne zadanie, należy bowiem zmierzyć się z mitem, który chroni markę niczym tarcza. Osobiście odnoszę wrażenie, że w pewnym momencie legenda przerosła produkt i zegarki te zaczęły żyć własnym życiem, pojawiając się na nadgarstkach osób, których "korona" nigdy nie obrałaby na swoich ambasadorów (przynajmniej nie oficjalnie). Jednocześnie byłbym hipokrytą udając, że sam pozostaję obojętny na magię napisu "Rolex" - tym bardziej, że na forum dałem się raczej poznać jako sympatyk marki. Dotychczas owa miłość pozostawała nieodwzajemniona, jednak udało mi się* nawiązać krótki, acz intensywny romans, który rzucił nowe światło na moje osobiste postrzeganie marki.

Specyfikacja zegarka:

Producent - ROLEX

Mechanizm - Rolex in-house 3135, 31 Jewels

Rezerwa chodu ~50 godzin

Tarcza - "Glossy black"

Luma - Zielona SuperLuminova

Data -  Na 3 godzinie

Koperta - Stal nierdzewna 904L. Polerowana i satynowana.

Koronka -  Zakręcana, sygnowana pięcioramienną koroną

Szkło -  Płaskie szafirowe, z lupką o powiększeniu x2,5 nad okienkiem daty

Bransoleta - 20mm zwężana do 16mm, zapięcie 17mm z czterema dziurkami mikroregulacji i blaszaną przedłużką dla nurków, ogniwa skręcane na śruby, w całości satynowane.

Wodoodporność - 30ATM/300m

Wymiary - 40mm średnicy, 44mm z koronką, 13mm grubości, lug to lug 47,5mm (mierząc od sztywnych ogniw końcowych 50,5mm)

Historia marki:

Zamierzałem tu umieścić wszystko, co przyswoiłem w ciągu kilku lat interesowania się tematem. Popełnić ambitne streszczenie dotyczące osiągnięć marki i przytoczyć wszystkie najjaśniejsze momenty w historii istnienia firmy. Zdałem sobie jednak sprawę, że zamiast zmierzyć się z mitem dołożyłbym tylko kolejną cegiełkę, a nie chodzi mi o budowanie kolejnych murów obronnych wokół Rolexa - wręcz przeciwnie. Na całe szczęście niedawno w sieci ukazało się świetne "opracowanie" autorstwa Tomasza Pomorskiego**, które pozwoli czytelnikowi nabrać zdrowego dystansu do reszty mojej recenzji. Życzę miłej lektury:

"ROL-EX „rolling export“ - Wyrolować i wyeksportować jak największą liczbę zegarków.

W tekście będę używać zwrotu FIRMA lub MARKA, ale to tak z przyzwyczajenia, bo ROLEX Hans-Wilsdorf-Stiftung, czyli Fundacja Hansa Wilsdorfa, jest właścicielem marki Rolex i dysponuje większością jej zysków. Z funduszy tych finansowane są najróżniejsze inicjatywy społeczne, programy ochrony środowiska, projekty naukowe, artystyczne, a także kulturalne.

Nie mówicie mi tylko, że nie byliście na koncercie charytatywnym Rolexa, lub nie widzieliście nigdy w szpitalu obok serduszka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy naklejki ROLEX.

W programach ochrony środowiska dostarczają Rolexy dla tych którzy pływają na pontonach z Greenpeace podczas blokad tankowców...

No dobra... trochę historii  :)

Firma została założona w 1905 roku przez Hansa Wilsdorfa i jego szwagra Alfreda Davisa, czyli typowa znana spółka w Polsce typu ktoś tam i szwagier.

Dwóch kombinatorów, którzy nie chcieli się narobić a dużo zarobić.

Wbrew powszechnej opinii Hans Wilsdorf nie był ani Szwajcarem, ani zegarmistrzem.

Bracia ci nazwali na początku firmę Wilsdorf & Davis i nie produkowali swoich mechanizmów.

Importowali do Wielkiej Brytanii dziadowskie i tanie szwajcarskie mechanizmy Hermanna Aeglera i wkładali je do dobrze wykonanych kopert, również zrobionych przez inne fabryki, by oszukać oko.

Nie czepiajcie się zatem Balticusa, czy Gerlacha że koperty robią gdzieś tam a mechanizmy gdzieś tam.

Wyroby te dostarczali początkowo jako podwykonawcy do wielu angielskich jubilerów, którzy firmowali je swoim nazwiskiem, a jedynym znakiem była inskrypcja wewnątrz mechanizmu z literami W&D.

Dopiero w 1908 roku Hans Wilsdorf i Michael Hickman zarejestrowali znak towarowy „Rolex” w La Chaux-de-Fonds w Szwajcarii.

W 1912 przenieśli siedzibę z Wielkiej Brytanii do Szwajcarii, co znacząco podniosło cenę ich produktów. W 1915 roku zarejestrowali firmę Rolex, która po kilku niewielkich zmianach oficjalnie przyjęła nazwę Rolex SA, obowiązującą do dziś.

Jako, że chłopcy widzieli kiedyś zegarmistrza, to stwierdzili, że fajnie powiązać swój produkt z zegarmistrzostwem skoro sami nie mieli nic z tym wspólnego...i dlatego pięć ramion korony symbolizuje pięć palców zegarmistrza.

Tak powstała cudowna szwajcarska marka  :)

Na przestrzeni lat firma cudzymi rękoma wprowadziła wiele innowacyjnych rozwiązań, takich jak wodoszczelna koperta jak w Casio G-shock, data na cyferblacie jak 700 innych modeli, dwie strefy czasowe pokazywane w tym samym momencie jak w dieslu, jak również to, że zegarek Rolexa, jako pierwszy na świecie zegarek na rękę, dostał tytuł Chronometru od szwajcarskiej COSC, co potwierdzało jego niesamowitą dokładność  :)

W 1931 r. firma jako druga na świecie wprowadziła zegarek mechaniczny z automatycznym naciągiem. W 1951 roku Edmund Hillary jako pierwszy wszedł na Everest mając na ręce zegarek Rolexa bo mu po prostu nie było szkoda obijać go o skały.

W 1960 roku Rolex skonstruował zegarek mechaniczny, który został umieszczony na zewnątrz batyskafu Trieste i wraz z nim zszedł ponad 11 km poniżej poziomu morza na dno głębi Challengera, gdzie przetrwał ekstremalne ciśnienie 110 MPa i po wynurzeniu działał bez zmian. Oczywiście wiadomo, że to lipa bo nikt tego nie nagrał i na tej głębokości dziennikarze nie mogli zrobić zdjęć.

Drugi Rolex Oyster był na ręce kapitana batyskafu Jacques’a Piccarda i po odczycie różnic czasowych były zaledwie kilku minutowe odchyłki.

W 1973 r. firma wprowadziła na rynek model Oysterquartz, posiadający mechanizm 5035/5055, którego sami sobie nazwali najlepszym na świecie.

Za najsłynniejszy i najbardziej pożądany model Rolexa do dziś uważa się Rolex Cosmograph „Daytona”, głównie dzięki Paulowi Newmanowi, który nosił ten zegarek w filmie Winning. Zapłacili mu wtedy tyle, że musieli żyć na kredyt.

Do dziś Rolex jest oficjalnym czasomierzem najważniejszych turniejów tenisowych takich jak Australian Open, czy Wimbledon. Jak każda prestiżowa marka, Rolex boryka się z podróbkami pochodzącymi głównie z Chin, które można kupić na bazarach w wielu krajach na świecie. Dziś oficjalna produkcja Rolexa sięga ponad 2500 sztuk dziennie. Zastanawiające jest to gdzie to się podziewa, bo widać tylko same podróbki.

Okazuje się, że spora część się po prostu psuje i stąd taka wysoka ilość produkcji.

2400 idzie na wymiany gwarancyjne a codziennie 100 nowych trafia na rynek.

Ciekawostka :

Po wprowadzeniu swojego najlepszego na świecie mechanizmu kwarcowego przez 27 lat pracowali nad zegarkiem elektronicznym. Zarejestrowali 40 patentów. Zrobili kilka prototypów. Zadziałał tylko jeden LEDowy....i to dzięki współpracy z firmą SANYO. Poddali się i przekazali światu, że jednak mechaniczne są fajniejsze.

Podsumowując :

- założyciele nie pochodzą ze Szwajcarii

- założyli ją biznesmeni i krętacze

- design jest niezmienny od prawie 100 lat

- kwarce im nawet wyszły

- od prawie wieku nie ogarnęli tego, że jak ktoś zdejmie w piątek wieczorem zegarek z ręki i będzie go chciał założyć w poniedziałek rano to już nie działa

- marka głównie robotnicza, czyli dla nurków czy elektryków (model Rolex Milgauss)

-Rolex znany jest z tego, że wprowadza do obiegu więcej złota niż jakikolwiek inny producent zegarków na świecie. Jak głosi plotka, sprzedaje on około miliona zegarków rocznie o łącznej wartości ponad 2 miliardów euro.

Obecnie zegarki Rolex są bardziej popularne u kobiet niż facetów.

Technologicznie zatrzymali się na początku 20 wieku i do dziś robią bardzo dobre zegarki."

- Autor Tomasz Pomorski

Historia modelu:

No nic, pośmialiśmy się trochę (a przynajmniej część z nas), teraz jednak czas na odrobinę powagi. Myślę, że niewiele jest zegarków na rynku, które mogą pochwalić się tak bogatą historią jak Rolex Submariner. Pierwsza edycja zaistniała w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, a ostatnio wprowadzona referencja miała premierę w 2010 roku. W ciągu długiego istnienia całej linii Submariner przechodził stopniową metamorfozę, w trakcie której doszło do kilku znaczących ulepszeń. Zwiększono wodoszczelność, kilkakrotnie zmieniano typ lumy, wprowadzono nakładane indeksy, szafirowe szkła, zmieniono typ stali (z 316L na 904L), delikatnym modyfikacjom poddano kształt kopert, konstrukcję bransolet i zapięć, oczywiście w międzyczasie ulepszeniom podlegały również same mechanizmy (ostatnio w 1988 roku, wraz z werkiem 3135).

Za Submarinerem stoi szmat pięknej historii, ale to nie przeszłość tego modelu urzeka mnie w tym konkretnym przypadku. Pod wieloma względami jestem konserwatystą i uwielbiam zegarki proste, klasyczne - jednym słowem tak nudne, że można je nosić całe życie, bo już bardziej się nie znudzą. Submariner taki właśnie jest. Testowana przeze mnie referencja 16610 (produkowana od 1988 do 2010 roku; sam egzemplarz z 2002 roku) w moim mniemaniu, jest ostatnim prawdziwym spadkobiercą historii poprzednich modeli - jej ceramiczny następca co prawda oferuje nową jakość, ale kosztem ducha dawnych lat.

Tarcza, wskazówki, luma:

Oj, naczytałem się o tych bezbłędnych nadrukach na tarczy Rolexa (według dealerów rzekomo po tym można rozróżnić oryginał o falsyfikatu, bowiem "Rolex nie pozwoliłby sobie na jakiekolwiek niedoróbki") i doskonale wykończonych wskazówkach. Okazuje się że... to prawda. Przynajmniej w testowanym egzemplarzu.

Jestem maniakiem detali i z całą stanowczością stwierdzam, że nie dojrzałem żadnych niedoróbek (przyznaję - nie patrzyłem przez mikroskop). Jakość nadruku jest nie tylko bezbłędna - jest obłędna. Czcionka jest niezwykle ostra, do tego zauważalnie wzniesiona nad powierzchnię tarczy i połyskliwa, co jest bardzo miłe dla oka. Faktura tarczy to błyszcząca czerń, co przy braku antyrefleksu na szkle w niektórych warunkach oświetleniowych zmniejsza czytelność. Wskazówki to osobna bajka. Sekundowa jest bardzo cienka, przypomina igłę, która płynie wzdłuż podziałki. Minutowa i godzinowa polerowane, pięknie odbijające światło. Naturalnie oczekiwałem po nich efektu 3d, zdziwiło mnie natomiast, że polega on nie na złamaniu wskazówek na połówki (jak w przypadku obosiecznego miecza) tylko na byciu wypukłym na całości powierzchni (przynajmniej takie mam wrażenie, gdy na nie patrzę).

Indeksy godzinowe przyjemnie lśniące, otoczone obwódkami z białego złota - oczywiście dla oka to żadna różnica, ale złoto lepiej znosi próbę czasu od innych metali, więc z perspektywy zakupu na długie lata, to zdecydowanie plus. Luma nałożona bezbłędnie ale dosyć płasko – po cichu spodziewałem się większych wypukłości. W przeciwieństwie do nowszej referencji, tutaj luma świeci na zielono. Szybko się naświetla i długo trzyma. Myślę, że może konkurować z lumą w diverach Seiko, co jest z mojej strony pochwałą.

Bezel:

Jak na prawdziwego spadkobiercę poprzednich Submarinerów, 16610 wyposażony jest w 120 klikowy bezel z aluminiową wkładką, która będzie się pięknie starzała razem z zegarkiem. Testowany egzemplarz posiadał już kilka mikrorys i wgniotek, które nadawały zegarkowi odpowiedniego charakteru (to w końcu tylko toolwatch, nieprawdaż?). Praca bezela jest nieporównywalna do czegokolwiek, z czym miałem dotychczas do czynienia. Bezele wszystkich homage'ów Submarinera wydawały zupełne inne dźwięki. Trudno to opisać słowami - zdecydowanie nie jest to wyraźnie zaznaczony klik, jak w najnowszej referencji 116610. Jest to coś o wiele bardziej subtelnego, przypomina nieco operowanie pokrętłem od starego sejfu, klik jest delikatnie przytłumiony. Całość sprawia bardzo dobre wrażenie i daje smak produktu z wyższej półki. Stalowe zęby bezela są dokładnie wyfrezowane, na tyle dobrze zaznaczone, by łatwo się je chwytało, jednocześnie nie są ostre i nie rażą palców przy nacisku.

Koperta:

Dotychczas w moim posiadaniu znajdowały się różne zegarki wzorowane na Submarinerze, dlatego jestem dobrze zaznajomiony z tym typem koperty. Przewagą Rolexa nad jego szwajcarskimi klonami jest prosty dekiel. Chociaż boki koperty są stosunkowo niskie (przez co zegarek na pierwszy rzut oka wydaje się nadspodziewanie cienki), resztę nadrabia wysokość dekla, który odstawia zegarek ponad krzywiznę nadgarstka. Cały ciężar koperty spoczywa więc wyłącznie na płaskiej, jednolitej powierzchni dekla, co o dziwo sprzyja wygodnemu noszeniu. Ponieważ uszy wiszą nad nadgarstkiem (i nie są zauważalnie zagięte do dołu), raczej niemożliwym jest, by wbijały się w niego w trakcie noszenia. Podobnie koronka. Ponieważ dekiel odstawia całość do góry, nawet zakładając zegarek na prawą rękę (jak mam to w zwyczaju z bliżej niewyjaśnionych powodów - jestem praworęczny), koronka nie wbijała mi się w nadgarstek. Dla mnie to bardzo ważna informacja, ponieważ mankament tego typu był powodem do sprzedaży kilku bardzo dobrze wykonanych zegarków, których po prostu nie mogłem komfortowo nosić.

Design koperty jest niezwykle prosty - można rzec - jak budowa cepa. Chociaż w teorii wiedziałem, że nie należy się tu spodziewać żadnych "wodotrysków", podświadomie koperta testowanego Submarinera zawiodła mnie pod tym względem. Z estetycznego punktu widzenia nie ma tu nic cieszącego oko. Na pierwszy plan nie wybija się żaden detal, który świadczyłby o obcowaniu z produktem luksusowym. Oczywiście do wykonania nie można się przyczepić - to jest bardzo solidne i dokładne - ale w porównaniu ze swoimi homage'ami (lub jak kto woli imitacjami) Submariner po prostu jest oryginałem i nie oferuje zauważalnego skoku jakościowego. Polerka na bokach i satynowanie na uszach są wykonane bez zarzutu. Warto zaznaczyć, że satyna na uszach biegnie pod pewnym kątem względem tej na bransolecie (nie biegnie równolegle).

Testowany przeze mnie model posiada nawiercane uszy, opcję która jest niezwykle przydatna przy częstych zmianach pasków. Pytanie tylko, czy starszy "Sub" jest zegarkiem nadającym się do noszenia na paskach? Myślę, że tak - wystarczy zerknąć na zdjęcia z sieci. Szczerze mówiąc, to prawdopodobnie ostatnia wersja Submarinera, która na różnych vintage'owych paskach będzie wyglądała całkiem korzystnie. Ceramiczny następca moim zdaniem wygląda dobrze już tylko na bransolecie, ew. na specjalnej gumie.

Bransoleta:

To głównie ze względu na bransoletę pierwotnie zamierzałem nadać tej recenzji podtytuł: "Seiko SKX dla bogatych" lub "Zegarek z rozdwojeniem jaźni". Chociaż czytając o starszych Submarinerach wielokrotnie natknąłem się na dyskusje dotyczące jakości bransolet, a także na próby ustalenia, czy nowsze zapięcia są lepsze od starszych, dopiero możliwość obcowania z tym zegarkiem na co dzień odsłoniła przede mną sedno problemu. Otóż nosząc Submarinera 16610 na ręku miałem wrażenia organoleptyczne porównywalne z noszeniem Seiko SKX013 (mniejszy brat SKX007). Właściciele obu tych zegarków jednocześnie narzekają na "blaszane" wykonanie bransolet (w przypadku SKXów, jest to bransoleta typu jubilee) i rozmaite dźwięki wydostające się z ogniw podczas potrząsania (tzw. rattle, czyli w wolnym tłumaczeniu "klekot"); jednocześnie zauważają, że pomimo owego tandetnego wykonania (a może właśnie dzięki niemu) noszenie tych zegarków łączy się z niesamowitą wygodą. Otóż bransoleta w Rolexie 16610 urzekła mnie swoją tandetnością z identyczną siłą, co ta w Seiko SKX013 (wartym jakieś 800zł, czyli pewnie tyle co dwa ogniwa do oystera), z tą różnicą że Rolex umieścił w zapięciu dodatkowo przedłużkę dla nurków - oczywiście blaszaną.

Z jednej strony zadziwia mnie, że Rolex pozwolił sobie na stosowanie starego typu bransolety tak długo (aż do 2010 roku!). Z drugiej strony, noszenie Suba na tej klekoczącej metalowej bandzie, oprócz niezaprzeczalnej wygody, daje zegarkowi trochę staroświeckiego ducha, typowego dla zegarków vintage'owych (testowany model ma "zaledwie 15 lat" więc pod takowe jeszcze nie podchodzi). Mimo wszystko po produkcie luksusowym spodziewałbym się czegoś więcej. O wiele więcej.

Osobna historia to samo zapięcie. W modelu 16610 to po prostu kawałek blachy. Część z mikroregulacją ma wybitą koronę, która lubi się wycierać z czasem (co jest jedną z oznak ogólnego zużycia bransolety) natomiast część rozkładana posiada dwa napisy "Rolex" w koronie, otoczone czymś na kształt ornamentu. W ocenie zapięcia znów w grę wchodzi moje prywatne doświadczenie z klonami. Otóż do Seiko SARB017 przydarzyło mi się zamówić chińskiego nieoznakowanego klona bransolety typu oyster (dedykowanej właśnie do Rolexa Submarinera). Nosiłem Alpinista na tej bransolecie ładnych parę miesięcy i w porównaniu do oryginału mogę teraz z całą stanowczością stwierdzić, że blachę też trzeba umieć obrabiać. Zapięcie w oryginalnym Rolexie (pomimo 15 lat na karku) działa bezbłędnie. Chociaż mamy tu do czynienia tylko z tłoczoną blachą, nie ma mowy o siłowaniu się przy odpinaniu czy zapinaniu. Całość działa bardzo pewnie, jednocześnie nadspodziewanie gładko jak na tak prosty typ konstrukcji.

Ale i tak GlideLock lepszy.

Źródło: luxurytyme.com/movement

Mechanizm:

Nieprzerwanie od 1988 roku w Submarinerze gości werk o oznaczeniu 3135, który nie jest ani wyjątkowo piękny, ani szczególnie brzydki. Określiłbym go raczej jako "woła roboczego" z najwyższej półki. Jego zadaniem jest solidna, niezawodna praca przez lata i dotrzymanie do kresu żywota nie tyle zegarka, co jego właściciela - i na tym polu 3135 spełnia pokładane w nim nadzieje. Recenzowany okaz po piętnastu latach użytkowania utrzymał świetną dokładność chodu, oscylującą w granicach paru sekund na dobę.

3135 to werk oparty na 31 kamieniach, bijący z częstotliwością 28,800BPH i posiadający rezerwę chodu ok. 50 godzin. Poza dokładnością, w testowanym egzemplarzu zaskoczyła mnie jego bezdźwięczna praca. Charakterystyczne "cykanie" jest ledwo słyszalne nawet z bardzo bliska, natomiast rotora jakby w ogóle nie było - obraca się wewnątrz praktycznie bezszelestnie. Podejrzewam, że to zasługa zarówno mechanizmu jak i dźwiękoszczelności koperty.

Całokształt:

Gdy poinformowałem kolegę z forum, że będę miał przyjemność testowania starszej referencji Rolexa Submarinera, kolega ucieszył się i jednocześnie odpisał, że gdy on miał go okazję trzymać w rękach, to jakoś "tyłka mu nie urwało". Oficjalnie informuję, że mi również nie urwało, ale może to i dobrze, bo przynajmniej mam na czym siedzieć, gdy piszę tę recenzję.

Zawsze byłem zdania, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Submariner 16610 jest wyjątkiem od tej reguły. Ten zegarek naprawdę jest do wszystkiego i łączy w sobie wiele cech, które predysponują go do bycia tym jednym jedynym zegarkiem, z którym przeżyjesz resztę swoich dni. Submariner ma sportowy charakter, ale nie brakuje mu też elegancji, która wynika z jego klasycznego, konserwatywnego designu. Można go nosić na stali, można go nosić na różnych paskach. Można go ubrać do zwykłego białego t-shirta, do różowego swetra z gruszką, do czerwonej bluzy z kapturem, do eleganckiej niebieskiej koszuli z długim rękawem lub nawet do garnituru i zawsze będzie to przyzwoity wybór. Być może nie będzie to zegarek pierwszego wyboru na wieczór w operze, ale nie przesadzajmy, że zakładając akurat Submarinera skażemy się na społeczny ostracyzm. Zakładając jakiegokolwiek Rolexa skażemy się na społeczny ostracyzm...

Oczywiście żartuję. Myślę jednak, że świadomy zakup Rolexa, to jak świadomy zakup auta marki BMW. Możesz kupować samochód/zegarek dla jego walorów technicznych, estetycznych, czy w uznaniu dla historii marki, ale i tak przez osoby postronne będziesz uznawany za typowego kierowcę BMW/właściciela Rolexa. Oczywiście każdy z nas przykłada inną wagę do tego, jak jesteśmy postrzegani przez otoczenie, ale warto mieć to na względzie. Dodam jedynie, że osobiście nie wahałbym się ani chwili i brał Rolexa z całym dobrodziejstwem inwentarza. Powód jest prosty - jestem już kierowcą BMW, więc nie mam nic do stracenia...

...może oprócz pieniędzy i tu pojawia się kolejny dylemat. Chociaż testowany przeze mnie Submariner 16610 jest moim numerem jeden na liście zakupów planowanych na rok 2037, to mam trudność z uzasadnieniem takiego wydatku. W zasadzie poza niezawodnym mechanizmem i pieczołowicie wykonaną tarczą, z jakościowego punktu widzenia nie ma tu fajerwerków, których można się spodziewać po produkcie luksusowym. Najsłabszym punktem tego zegarka jest niewątpliwie bransoleta. Jakkolwiek wygodna i wykonana poprawnie w ramach założonego projektu (powiedzmy, że "z blachy bicza nie ukręcisz") powinna być dodawana do luksusowego zegarka gratis (dla pasjonatów, jako ciekawostka w stylu retro-vintage) w komplecie z główną, dedykowaną bransoletą, wykonaną zgodnie ze standardami XXI wieku. Tymczasem niespodzianka - to jest główna bransoleta, wykonana zgodnie ze standardami stosowanymi w Seiko SKX za 800zł. Powinienem teraz napisać, że pozostaje dla mnie zagadką jak Rolexowi udało się tak długo bezkarnie korzystać z tej konstrukcji, ale w sumie mnie to nie dziwi. Był to chyba ten moment, kiedy można było po prostu odcinać kupony od wyrobionej na rynku pozycji i Rolex skrzętnie to wykorzystał.

W ostatecznym rozrachunku Rolex Submariner zrobił na mnie wrażenie zegarka z rozdwojeniem jaźni. W moment po założeniu go na rękę zapomniałem, że mam do czynienia z czymś wartym dziesiątki tysięcy złotych, natomiast każde spojrzenie na nadgarstek wywoływało na mojej twarzy mimowolny uśmiech. To bardzo specyficzna cecha starszego Submarinera, którą jedni potraktują jako zaletę inni jako wadę.

Uwaga! Tutaj kończy się obiektywna część recenzji. Poniżej znajduje się wypowiedź, która jest czysto subiektywna:

Rolex Submariner (na równi z Datejustem) to moja młodzieńcza miłość, dlatego (i wyłącznie dlatego) starsza referencja nadal utrzymuje na mnie swój urok. Jestem skłonny wybaczyć jej niedostatki, tak jak wybacza się je ukochanej osobie, z którą pragnie się spędzić resztę życia. Jedyne otrzeźwienie płynie z faktu, że na dłuższy romans mnie nie stać, a zegarek właśnie pakowany jest w drogę powrotną do prawowitego właściciela.

Podsumowanie:

Tarcza – 9/10 (+ bezbłędne wykonanie, świetna jakość nadruku | - brak) .

Luma – 9/10 (+ dokładnie nałożona, nie traci szybko intensywności świecenia i „trzyma” długo | - brak)

Koperta – 7/10 (+ solidne wykonanie całości, kultowy design, nawiercane uszy | - bez smaczków, których oczekiwałbym po produkcie z wysokiej półki)

Bransoleta – 5/10 (+ pełne skręcane ogniwa, wygodna w noszeniu, przedłużka dla nurków | prymitywne blaszane zapięcie na wcisk i klips, klekocząca przy poruszaniu, całokształt niegodny produktu luksusowego - nawet biorąc pod uwagę wiek i zużycie testowanego egzemplarza)

Mechanizm – 9/10 (+ kultura pracy, doskonała regulacja fabryczna, praktycznie bezdźwięczny rotor | - brak)

Smaczki – 6/10 (kultowa lupka nad datownikiem, indeksy z białego złota, subtelna praca bezela | -przedłużkę dla nurków uznałbym za smaczek, gdyby nie prymitywne wykonanie)

Średnia za całokształt – 7,5/10

------------------------------------------

Serdeczne podziękowania dla kolegi Bartka (alias Bartek79) za powierzenie mi (z własnej inicjatywy) Rolexa Submarinera do testów. Gdyby nie Ty, ten tekst w ogóle by nie powstał, a ja nie miałbym okazji wzbogacić się o tak cenne doświadczenia. Jeszcze raz wielkie dzięki i ogromne wyrazy uznania z mojej strony!

** Dziękuje autorowi "streszczenia historii marki Rolex", Tomaszowi Pomorskiemu, za udzielenie zgody na publikację tekstu - gdyby nie Ty, ta recenzja byłaby niewątpliwie uboższa!