Zegarek zegarmistrza.

  • Autor: Katarzyna Pajkowska
  • /
  • Dodano: 29.12.2017
  • /
  • Kategoria: Wywiady
  • /

Zegarmistrzowie leczą serca naszych zegarków, niejednokrotnie przywracają do życia niedające nadziei budziki i zegary. Bardzo często słyszą historię zegara czy zegarka, którego przyszło im naprawiać. A jaki zegarek zagościł na ich nadgarstkach i jaka jest jego historia? Postanowiłam zapytać o to mojego zegarmistrza, który niejednokrotnie pokazał mi, że niemożliwe nie istnieje. Warszawski zegarmistrz z ponad 40-letnim stażem pracy i setkami przywróconych do życia czasomierzy.

- Jaki zegarek Pan nosi?

-Longines Admirał. Wiąże się z nim ciekawa historia, ponieważ jak na zegarek tej marki przystało, cena była dość wysoka, zwłaszcza dla zwykłego zegarmistrza na początku lat 90. Wypatrzyłem go w sklepie przy ulicy Chmielnej 9, a on spośród wielu modeli tej marki urzekł mnie najbardziej. Krążyłem około 2 miesięcy, a on wciąż stał i czekał, jakby na mnie. Kiedy spostrzegłem, że ubywają inne modele, postanowiłem go kupić. Zwrócił moją uwagę swoją prostotą, normalną sylwetką i nieprzesadną elegancją. Odkąd ponad 20 lat temu go kupiłem, jesteśmy nierozłączni.

Najbardziej cenię go właśnie za niezawodność i niemalże kwarcową dokładność. Robi ok. ½ sekundy opóźnienia na dobę, co osiągnąłem samodzielną regulacją. Prawda jest taka, że nawet mnie ten wynik zaskoczył. Koperta wykonana ze stali nierdzewnej, szafirowe szkło oraz wodoszczelność powoduje, że jedyną potrzebną ingerencją jest cykliczna wymiana paska.

- A pierwszy zegarek?

- Pierwsza była NRD-owska Ruhla, która wytrzymała jedynie miesiąc. Następny był złoty Szwajcarski zegarek Tramelan. Nawiasem mówiąc, przez 40 lat mojej pracy nigdy więcej z zegarkiem o takiej nazwie się nie spotkałem. Niestety, lata 80 nie były lekkie, złoto było bardzo trudne do zdobycia, więc sama koperta została przetopiona na obrączki, a mechanizm uległ zniszczeniu. Następne były Poljoty, Wostok Amfibia i składaki, które sam sobie robiłem. Prawda jest jednak taka, że w latach 80-tych zegarmistrzowi ciężko było mieć zegarek, bo ciągle ktoś nagabywał, żeby mu go sprzedać. Następnym moim zegarkiem był Seiko automat z podwójnym kalendarzem. Miałem go około 7lat, po czym oddałem w podziękowaniu za pomoc przy domowym remoncie. Nie był mi już dłużej potrzebny, ponieważ w tym czasie moje serce już było zajęte przez Admirała.

- Zegarkowe marzenie?

- Prawdę powiedziawszy, mój zegarek jest uosobieniem mojego zegarkowego marzenia. Klasyczna okrągła koperta, wykonana ze stali nierdzewnej oraz prostota to to, czego od zegarka wymagam. I oczywiście niezawodność. Mimo że jestem zegarmistrzem moje oczekiwania nie są wygórowane, chodź do głowy przyszedł mi właśnie piękny glashutte z balansem na wierzchu.

- Co kryje się pod pojęciem „dobry zegarek”?

- Nakręcany, tudzież z automatycznym naciągiem, w szczelnej wykonanej ze stali kopercie-mój zegarmistrz przyznał, że osobiście nie jest zwolennikiem kopert wykonanych z metali szlachetnych, jednak przyznaje, że to ona napędzała sztukę zegarmistrzowską - Nie postrzegam zegarka jako biżuterię, stawiam jednak na walory użytkowe, czyli odpowiednio dopasowany rozmiar, czy wodoszczelność. Dla mnie przykładem dobrego smaku są zegarki marki Tissot czy Atlantic. Kompletnie nie przepadam za Rolexami, które wydają się być nowobogackie w charakterze, szanuję oczywiście ludzi, których stać na taki zakup i się na niego decydują. Ja pozostanę przy moim niezawodnym przyjacielu. Mój Longines jest moim zegarkiem życia i absolutnym rekordzistą w porównaniu do pozostałych zegarków.

Podczas naszej krótkiej rozmowy nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mój zegarmistrz jest naprawdę bardzo przywiązany do swojego zegarka, a może nawet wciąż w nim zakochany. Zalet i pochwał niebyło końca, i wprawdzie mogłam zrobić mu kilka zdjęć, to zauważyłam wyraz lekkiej obawy, kiedy ściągał go z nadgarstka. I ulgi, kiedy znów mógł go założyć.